Kraków - Ojców - Pieskowa Skała - Kobylany - Kraków
Sobota, 18 kwietnia 2009
· Komentarze(0)
Kategoria Trasa zamknięta do celu
Dojechaliśmy rano do Krakowa. Niby fajnie, ale to, że pękłem przednią szybę kumplowi, popsuło trochę poranek. Byliśmy gotowi do wyjazdu i "zaledwie" dwie godziny później udało się nam wyjechać na trasę.
Ustaliliśmy kierunek na Ojców i po jakimś czasie przeprowadziliśmy się z miasta na wieś.
Jak już ruszyliśmy, zaczął się zjazd. Trochę rozwinąłem skrzydła i gdy się zorientowałem, że na dole pod trawą jest błoto było już za późno. Zarówno właściciel, jak i rower zmienili kolor tekstury. Biorąc pod uwagę to, co się działo na pobliskim polu i to, że dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że aby nie czuć dłużej tego zabawnego zapachu wystarczy wysmarkać nos, nie wykluczone, że właśnie rozwija się we mnie nowa flora bakteryjna i będę mógł trawić celulozę.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do Ojcowa i przejechaliśmy się przez dolinę w Parku Narodowym. Potem wpadliśmy na pomysł, żeby dojechać do Groty Łokietka, niestety nikt nie powiedział, że przynajmniej w moim przypadku, "dojechać" oznaczało "dojść", a co gorsze dopchać.
Dalej trasa wyglądała tak: asfalt, asfalt, asfalt, asfalt, (...), asfalt, Pieskowa Skała. Była Maczuga, ale najważniejsze, że był odpoczynek. Po nim dalej w trasę.
Po zrobieniu zdjęcia trzeba było tylko odblokować łańcuch, wyczyścić ile się da ręce i gonić resztę, bo nie zauważyli, że mi się popsuło... Trasa wiodła romantycznym podjazdem, przyroda pewnie pięknie budziła się do życia, tylko ja nie zwracałem na to uwagi, bo skupiałem się żeby nie najechać sobie na płuco.
Następnym celem wyprawy stała się dolina Kobylańska. Od kiedy byłem tam pierwszy raz, zawsze chciałem przejechać tę dolinę na rowerze. Tak więc jak tylko pojawiła się możliwość powrotu do Krakowa tamtędy, od razu się ucieszyłem. Niestety, żeby się dostać do Kobylan trzeba było przebić się przez jedną lub dwie górki. "Podjazdy" jednak się opłaciły i udało się przejechać doliną.
W Kobylanach przerwa. Pizza na "rynku" (bardzo dobra) i powrót do Krakowa.
Na miejscu okazało się, że jedna ze współlokatorek kolegi, u którego nocowaliśmy ma urodziny. Wyjazd na trasę w następny dzień stawał się coraz większym wyzwaniem.
Ustaliliśmy kierunek na Ojców i po jakimś czasie przeprowadziliśmy się z miasta na wieś.
Dwudniowy Kraków 2009 - wyjazd dzień pierwszy© krzicho
Jak już ruszyliśmy, zaczął się zjazd. Trochę rozwinąłem skrzydła i gdy się zorientowałem, że na dole pod trawą jest błoto było już za późno. Zarówno właściciel, jak i rower zmienili kolor tekstury. Biorąc pod uwagę to, co się działo na pobliskim polu i to, że dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że aby nie czuć dłużej tego zabawnego zapachu wystarczy wysmarkać nos, nie wykluczone, że właśnie rozwija się we mnie nowa flora bakteryjna i będę mógł trawić celulozę.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do Ojcowa i przejechaliśmy się przez dolinę w Parku Narodowym. Potem wpadliśmy na pomysł, żeby dojechać do Groty Łokietka, niestety nikt nie powiedział, że przynajmniej w moim przypadku, "dojechać" oznaczało "dojść", a co gorsze dopchać.
Dwudnmiowy wyjazd - Kraków - Grota Łokietka© krzicho
Dalej trasa wyglądała tak: asfalt, asfalt, asfalt, asfalt, (...), asfalt, Pieskowa Skała. Była Maczuga, ale najważniejsze, że był odpoczynek. Po nim dalej w trasę.
Dwudniowy wyjazd - Kraków 2009 - Pieskowa skała© krzicho
Po zrobieniu zdjęcia trzeba było tylko odblokować łańcuch, wyczyścić ile się da ręce i gonić resztę, bo nie zauważyli, że mi się popsuło... Trasa wiodła romantycznym podjazdem, przyroda pewnie pięknie budziła się do życia, tylko ja nie zwracałem na to uwagi, bo skupiałem się żeby nie najechać sobie na płuco.
Następnym celem wyprawy stała się dolina Kobylańska. Od kiedy byłem tam pierwszy raz, zawsze chciałem przejechać tę dolinę na rowerze. Tak więc jak tylko pojawiła się możliwość powrotu do Krakowa tamtędy, od razu się ucieszyłem. Niestety, żeby się dostać do Kobylan trzeba było przebić się przez jedną lub dwie górki. "Podjazdy" jednak się opłaciły i udało się przejechać doliną.
Dwudniowy wyjazd - Kraków 2009 - Dolina Kobylańska© krzicho
W Kobylanach przerwa. Pizza na "rynku" (bardzo dobra) i powrót do Krakowa.
Na miejscu okazało się, że jedna ze współlokatorek kolegi, u którego nocowaliśmy ma urodziny. Wyjazd na trasę w następny dzień stawał się coraz większym wyzwaniem.