Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2010

Dystans całkowity:212.39 km (w terenie 45.00 km; 21.19%)
Czas w ruchu:10:17
Średnia prędkość:20.65 km/h
Maksymalna prędkość:53.60 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:70.80 km i 3h 25m
Więcej statystyk

Sosnowiec - Pogoria - Dąbrowa Górnicza - Sosnowiec

Czwartek, 29 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Chciałem się przejechać w końcu nad Pogorię, ale, że tam już byłem parę razy postanowiłem połączyć to ze znalezieniem w końcu tego czarnego szlaku, który ostatnio mnie oszukał, bydlak jeden.
Zabrałem się do rzeczy w sposób, maksymalnie niepozostawiający szans czarnemu. Na Zumi wyczaiłem gdzie się zaczyna i po kolei sobie rozrysowałem z nazwami ulic, a nawet po którym domu mam skręcić i wzdłuż czego mam jechać.
Na Pogorię dojechałem szybko z Będzina wzdłuż Czarnej Przemszy i objechałem IV.
Pogoria IV © krzicho

Bez trudu znalazłem szlak i podjechałem do kościółka na górze, którą widać w tle na powyższym zdjęciu, a z bliska na poniższym:
Dąbrowa Górnicza kościółek © krzicho

Widok z tej samej górki na hutę Mitala (chyba), bo natura jest nudna!
Zagłębie Dąbrowskie z najlepszej strony :) © krzicho

Dalej też nie było większych kłopotów aż do miejsca, gdzie błąkałem się ostatnio. Najpierw szukałem jak dojechać do ścieżki koło torów, ale ją znalazłem trochę inaczej niż to na Zumi było. Potem dojechałem do miejscowości chyba Jamki (bo każda ulica tam się tak nazywała) i tam lepiej się nie gubić, bo psy biegają za rowerem (dopiero 3 pies był na tyle duży, że pomyślałem sobie po raz pierwszy <co ja tutaj robię; ?>). Mimo wszystko dostałem się na parking, na którym z tego co widziałem na Zumi mógł być problem. Sam parking składał się z zaschniętego błota, na którym stały 2 tiry i śmierdzący chemią kontener. Dlatego nie tryskałem optymizmem, gdy przez 20 min chodziłem na około i szukałem szlaku. Zwłaszcza, że teren był dosyć podmokły. Znalazłem przecinkę pod linie wysokiego napięcia i wiedząc, że szlak musi ją przecinać chodziłem patrząc po drzewach. Po tym jak już 5 raz powiedziałem sobie, że wracam znalazłem szlak na drzewie, a naokoło krzaki... tak to na prawdę jest szlak pieszy. Wróciłem po rower i zacząłem się przedzierać ogólnie trasa po miękkim, po krzacorach i z podjazdami, co mi się tak sobie podobało, bo nie naprawiłem jeszcze przerzutek i na niskich biegach protestowały. Ja na początku sezonu, mimo, że ogólnie lubię takie rzeczy to gwizdałem płucami jak astmatyk na olimpiadzie (bez inhalatora). Trasa krótka, ale jednak trochę nie dla mnie, ale jak ktoś lubi... to i tak nie znajdzie! W ten sposób dojechałem do ładniejszej drogi i przerzutki się przerzuciły, więc można jechać szybciej, czyli płuca jak wcześniej. Tu dojechałem do czegoś co widziałem na satelicie, i chciałem zobaczyć na własne oczy. Jakaś chyba stara huta, albo coś w tym stylu zrobiona z wapiennych kamieni i posiadająca 3 ceglane kominy. W środku lasu wygląda ciekawie.
Śjakaś stara huta w środku lasu, czy cuś, ale fajne - pod Dąbrową Górniczą © krzicho

Dalej huta © krzicho

Komin starej huty w lesie pod Dąbrową Górniczą © krzicho

Ciekawie to może i wyglądało, ale w tym miejscu szlaki były malowane na drzewach chyba losowo. Jeden znalazłem w kompletnie irracjonalnym miejscu - nawet drogi tam nie było ledwie można było dojść. Ale znaczek po znaczku przesunąłem się o 20m dalej, gdzie droga zaczęła zjeżdżać w dół. Na mapie był podobny zakręt, więc pojechałem w dół... a potem z powrotem. Tam nie było szlaku. Niby oznaczyłem sobie jakie mniej więcej odległości powinny być między zakrętami, ale trochę kluczyłem i licznik pokazywał co chciał, a poza tym byłem zajęty ziajaniem i nie miałem czasu patrzeć się na niego. Zostawiłem rower i zacząłem zwiedzać las na piechotę. Nic nie znalazłem, ale postanowiłem jechać na przełaj przez las i postarać się dojechać do cywilizacji. Tak więc zacząłem odwracać rower iii tak za plecami był. Dobrze, że nie zaznaczyli tego na mapie, bo inaczej bym sobie pół godziny mniej mógł spędzić w lesie. Teraz czekała mnie tylko jeszcze jedna przeprawa, bo jak pisałem wcześniej szlak na Zumi jest trochę nieaktualny i trzeba było znaleźć w pewnym miejscu odnogę. Znalazłem? Nie. dojechałem za to do miejsca, do którego dojechałem ostatnio, tylko po 2 stronie ekspresówki. Opalały się tam nawet panie z lasu, na które trąbiły tiry i właśnie ten dźwięk uświadomił mi, że będę musiał jeszcze raz jechać pod górę. W tej chili już miałem godzinę opóźnienia w stosunku do założonego planu, a miałem jeszcze coś załatwić. Odnogę znalazłem, końcówka drogi przez las mnie trochę obrzuciła błotem, ale co tam, ZNALAZŁEM, PRZEJECHAŁEM, ODKRYŁEM!!! Żadem szlak się przede mną nie ukryje, nieważne jak źle opisany, czasem i 5 lat metodą prób i błędów szukałem za każdym razem zdobywając po 100m trasy! Nie będzie Zumi pluł nam w twarz, ni szlaków nam uaktualniał!
No dobra koniec tego. Wróciłem tak jak wcześniej i znalazłem po drodze wjazd do jeszcze jednego lasu. Może się kiedyś wybiorę.

Sosnowiec - Dąbrowa Górnicza - Sosnowiec

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Plan był taki, że chciałem pojeździć w ramach rozpoczęcia sezonu gdzieś na obrzeżach Dąbrowy Górniczej. Znalazłem tam jakieś lasy, w jednym nawet górkę ze szlakiem, który na nią prowadził.
Zaczęło się niezbyt ciekawie, bo na początku przez cały czas jechałem pod wiatr i do tego jeszcze pod górę. Do Dąbrowy jakoś się dostałem bez większego kluczenia - raz czy dwa razy musiałem się kawałek cofnąć (ze 2 km :]). Znalazłem szlak i tu zaczęły się kłopoty bo nie potrafiłem znaleźć miejsca w którym można przejechać przez drogę szybkiego ruchu. Dokładnie to znalazłem miejsce gdzie wg mapy trzeba przejść przez nią, ale w miejscu, gdzie nie ma przejścia dla pieszych i do tego są barierki między jezdniami...~:| Hołowczyc w telefonie pomógł i jakoś dało radę znaleźć sposób na przedostanie się na drugą stronę w innym miejscu, nawet okazało się, że zgodnie ze szlakiem, który w rzeczywistości biegnie inaczej. Natomiast miejsca, gdzie ten szlak wjeżdża do lasu już nie znalazłem. W takim razie zapytałem Hołowczyca jak dojechać do następnego lasu. Droga prowadziła po części dwupasmówką, która zaczynała się i kończyła nigdzie, i była praktycznie pusta. Była na tyle pusta, że ludzie uprawiali jogging na jezdni a przez 5 km widziałem może ze 3 samochody... niech żyje centralne planowanie z zeszłej epoki. Do drugiego lasu wjechałem, przejechałem w 5 min i postanowiłem wracać do domu. Tak więc jeszcze raz przejechałem kawałkiem dwupasmówki, i znowu utknąłem przy ekspresówce, także jeszcze raz przejechałem dwupasmówkę, tym razem w drugą stronę. Przez drogę szybkiego ruchu przejechałem tam gdzie wcześniej. Następnie jeszcze raz przejechałem drogą, na której wcześniej szukałem przejazdu przez drogę szybkiego ruchu i dojechałem do miejsca, w którym chciałem się znaleźć gdyby udało mi się przedostać wcześniej przez ekspresówkę. Tym sposobem znalazłem się z powrotem na założonej w domu trasie i dojechałem do następnego lasu. Tu odwrotnie jak w poprzednich lasach pełno ścieżek, parki, jeziorka, tylko za to pełno ludzi, którzy wylegli z okolicznych osiedli i cieszyli się ładnym dniem. Kiedyś muszę jeszcze zjechać w las po drugiej stronie drogi.
Dalsza droga powrotna była przyjemna, bo w tę stronę wiatr miałem w plecy, i do tego było z górki (przeważnie...). Także podniosłem sobie trochę prędkość średnią.
Ogólnie lasy w Dąbrowie Górniczej były beznadziejne (przynajmniej te), ale dzięki temu, że chyba 1/3 trasy to była jazda w tą i z powrotem po tych samych drogach, przybyło mi trochę kilometrów.
Jeżeli jeszcze kiedyś tam wrócę, to może w drodze z Pogorii, bo chętnie jednak zdobyłbym ten wzgórek. A z tego, co widzę, to ten szlak Metalurgów wiedzie w tym rejonie przez 3 wzgórki :)

Ale najważniejsze jest to, że zauważyłem, że obniżenie o ok. 1 cm siodełka spowodowało, że mnie przestały boleć kolana !!! I mogę już planować dłuższe wypady :D

Sosnowiec - Szopienice - Nikiszowiec - Murcki - Piotrowice - Szopienice - Sosnowiec

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Przygotowania do sezonu ciąg dalszy. Po 3 tygodniach znowu zrobiło się trochę ładniej, wiec trzeba było się gdzieś wybrać. Tym razem postanowiłem pojechać w stronę Katowic. Po godzinnym patrzeniu w mapę udało mi się znaleźć skrawek lasu w zasięgu rozgrzewki, gdzie jeszcze nie byłem i ciekawie wyglądające z satelity osiedle, które mogło stanowić miejsce do którego będę jechał.
Zaczęło się od tego, że zapomniałem kupić coś do picia i postanowiłem poszukać czegoś w Nikiszowcu. Przy okazji przejechałem się po tamtejszym osiedlu górniczym. Fajna sprawa, a dla kobiet do tego frajda w bonusie - polecam :)
Wodę kupiłem, ale nie chciało mi się wracać tą samą drogą i zacząłem swoje zwyczajowe "jak tam pojadę, to pewnie dojadę". I tu niespodzianka - znalazłem po pierwsze kawałek lasu po drugie jezioro w lesie, po trzecie niebieski szlak rowerowy. Szlak świeżo oznaczany, tak świeżo, że jeszcze nie było oznaczeń na słupkach, ale za to słupki były :).
Jeziorko pod Nikiszowcem © krzicho

Dalej był plac zabaw, czy raczej sportowy, nie było go jeszcze 2 lata temu, a jest dość dobrze przygotowany. Teraz jak już można się domyśleć dojechałem do miejsca, gdzie już kiedyś byłem. Niestety cały czas po tym jak znajdowałem coś nowego, to się szybko kończyło. Dalej cały czas niebieskim dojechałem na Giszowiec, ale skręciłem w stronę Mysłowic, potem w na Murcki, ale jeszcze przy okazji trochę pojeździłem w lesie Murkowskim. Z Murcków pojechałem w stronę lasów pod Giszowcem. Ale tylko do stawu Barbary i postanowiłem poszukać celu jaki sobie wyznaczyłem. Trzeba przyznać, że kluczenie po lesie coraz lepiej mi idzie, bo mimo, że udawało mi się znaleźć miejsca, w których nie byłem, trafiłem idealnie do celu. Nawet lepiej niż dzień wcześniej patrząc na satelitę planowałem. Chciałem nawet jeszcze więcej pojeździć, ale kolano przypomniało o sobie i powiedziało stanowcze "chyba raczej nie". W takim razie nie pozostawało mi nic innego jak wrócić do domu najktótszą trasą, jaką często jeżdżę.
Najgorsze tego dnia było błoto, już za Nikiszowcem brodziłem w błocie, a w lasach pod Giszowcem niektóre drogi były nieprzejezdne, albo zdarzały się niespodzianki podczas zjazdów w postaci błotnych kałuż których nigdy tam nie było. Po przejechaniu pierwszej niespodzianki przestało mi zależeć, bo i tak już bardziej zmienić wyglądu chyba się nie dało. Ogólnie błoto dało mi się we znaki, przez to taka niska średnia prędkość, do tego jeszcze bardziej urozmaicony teren dołożył swoje do stanu kolana. Najlepsze jest to, że w tym momencie jestem już w stanie pojechać na jakąś dłuższą trasę. Jeszcze tylko jeden krótszy wypadzik, żeby sprawdzić kolano i koniec z jeżdżeniem po starych śmieciach. Już znalazłem kilka możliwych tras.
Teraz w takim razie może w stronę Pogorii :)