Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:204.61 km (w terenie 60.00 km; 29.32%)
Czas w ruchu:09:26
Średnia prędkość:21.69 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:68.20 km i 3h 08m
Więcej statystyk

Sosnowiec - Katowice - Halemba - Paniowy - Chudów - Przyszowice - Bojków - Gliwice

Wtorek, 26 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Wszystko zaczęło się od głowy, a dokładnie od braku pewnej jej części, dzięki czemu nie wziąłem z Gliwic plecaka z dokumentami od samochodu. Jak nic przydałaby się wycieczka rowerowa.
Szlak do Gliwic jak już sprawdziłem wcześniej był przejezdny, pogoda dobra, temperatura super, więc można jechać. Na początek standard, czyli Szopienice, Nikiszowiec, Giszowiec, Ligota, Panewniki i Halemba. Natomiast za ulicą Gliwicką i Paniowami, zawsze była wielka improwizacja. Tym razem postanowiłem jechać maksymalnymi skrótami, choćby prowadziły przez czyjeś podwórka. Z Paniowów pojechałem prosto, trochę z boku Chudowa, i skierowałem się na jakąś drogę gruntową. To znaczy, po jakimś czasie i po lekkim kluczeniu, ale za to na tej drodze znalazłem coś niespodziewanego, a mianowicie zamek w Chudowie.
Zamek w Chudowie © krzicho

Przy okazji znalazłem ciekawą oberżę, może kiedyś stanie mi na drodze, kiedy będę na głodno.
Oberża przy zamku w Chudowie © krzicho

Po tej niespodziance pojechałem dalej i przez łąki, przez pola, dalej klucząc czasami, ale zawsze o dziwo skracając w dobrą stronę dojechałem w bardzo satysfakcjonujący mnie sposób do Przyszowic, gdzie pod A1 dostałem się do Bojkowa i po krótkiej dezorientacji na lotnisko po Plecak.
Gliwice lotnisko © krzicho

Okazało się, że przejechałem dzięki moim skrótom mniej niż 50 km, więc prawie o 10 km mniej niż zwykle. Teraz widzę, że jest możliwość dojeżdżania w przyjemny sposób do Gliwic, nie zużywając specjalnie sił.
Następnie pojechałem na dworzec kolejowy, żeby sobie wrócić do domu, niestety następny pociąg był dopiero za 40 min, więc jeszcze zrobiłem sobie wycieczkę do miejsca, gdzie mieszkałem przez pierwszy rok studiów, czyli pod radiostację na Tarnogórskiej.
Radiostacja w Gliwicach © krzicho

Radiostacia w Gliwicach © krzicho

Wróciłem na dworzec i czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka tego dnia. Mianowicie okazało się, że koleje śląskie, bardzo fajnie odnowiły wagony i praktycznie jedzie się jak w cywilizowanym kraju. Mam nadzieję, że szybko tych składów nie zdewastują.
Podsumowując, misja spełniona, nowy szlak przetarty, niespodzianki zaliczone, nostalgia była, potem powrót w dobrych warunkach i to wszystko w ładny dzień. Chyba mi się udało :)

Sosnowiec - Maczki - Dąbrowa Górnicza - Sławków - Maczki - Sosnowiec

Sobota, 23 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Postanowiłem pojechać w stronę Maczek, a potem się pomyśli.
Po drodze na początku szukałem paru skrótów, niestety z marnym skutkiem. Potem jednak poszczęściło mi się i znalazłem ciekawą drogę, która wiodła trochę po starym nasypie kolejowym, przez Kukułki i prawie pod Klimontów - Pierwsza nowość.
Skrót na Kukułki © krzicho

W tym momencie rozładował mi się komurek i więcej zdjęć nie będzie. <Wszyscy się cieszą i klaszczą w dłonie> W każdym razie, nawet z rozładowaną baterią dojechałem na Maczki i zacząłem się zastanawiać co dalej. Wymyśliłem, że są może jeszcze jakieś górki w Dąbrowie Górniczej, na które nie wjechałem i postanowiłem to sprawdzić. W tym celu musiałem sobie przypomnieć jak się jedzie na Dąbrowę z Maczek. Najpierw był czarny szlak, a potem wielka improwizacja. Przy okazji na Kazimierzu znalazłem fajny terenowy tor do downhillu, naprawdę bardzo dobrze wykonany. Nowości nr 2 zaliczone. Potem odnalazłem przeznaczenie i trafiłem na drogę, którą już znałem, którą dojechałem do Dąbrowy, ale jeszcze nie przejechałem Katowickiej ekspresówki. Tu myślałem, że znajdę jeszcze jakiś niezdobyty wzgórek, ale się pomyliłem i postanowiłem pozwiedzać płaskie. Pojechałem ulicą Strzemieszycką i okazało się, że to bardzo przyjemna droga, co prawda na początku pod górę, ale potem za to długi zjazd. Wszystko co piękne... i okazało się, że ta ulica łączy się z Katowicką, na której rowerem, to raczej nie na trzeźwo, więc zacząłem się martwić, że będzie długi powrót tą samą drogą. A tu nie :) okazuje się, że wzdłuż Katowickiej ciągnie się droga szutrowa i to aż do samego Sławkowa. Trzecia nowość, a co!
W Sławkowie odpocząłem na rynku i popatrzałem na mapkę. Jak nic ulica Krakowska strzela prosto w stronę Maczek. Tego dnia nic mnie nie mogło powstrzymać przed odkrywaniem. Dzień Kolumba, czy jak...? Po drodze jeszcze znalazłem wjazd na jakąś drogę rowerową, trzeba będzie kiedyś sprawdzić, bo już się zaczęło robić późno i nie podjąłem wyzwania, zwłaszcza, że nie wiedziałem za bardzo gdzie jestem. Droga się skończyła, zaczął się szuter przez las, potem coś przemysłowego. Najpierw postanowiłem objechać ze złej strony, potem na szczęście znalazłem most kolejowy, pod którym przejechałem w stronę lasu za Maczkami. Okazało się, że to jest ta bocznica kolejowa, na którą trafiałem za każdym razem, kiedy nie chciałem. Teraz natomiast chciałem pojechać z powrotem, a nie wiedziałem jak. Kluczyłem po lesie dość długo i jakoś nie mogłem dość do tego, gdzie jestem. Na szczęście jak zwykle wszystko skończyło się dobrze, bo nawet nie wiedziałem kiedy wjechałem na moją klasyczną ścieżkę przez las. Czwarta nowość za plecami. Teraz tylko wypadało wrócić do domu.
Dawno tyle ciekawych i nowych rzeczy nie odkryłem w ciągu jednej wycieczki. Poczułem się jak kiedyś, kiedy wszystko to, po czym teraz jeżdżę odkrywałem. Trudno o lepszą wycieczkę, dawno takiej nie było i pewnie długo nie będzie!

Sosnowiec - Czeladź - g. Dorotki - Grodków - Pogoria IV - Będzin - Sosnowiec

Piątek, 15 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Wróciłem z kursu wspinaczkowego i okazało się, że w tym miesiącu notatki z tras świecą pustkami. Trzeba nadrabiać, bo czerwiec się kończy... no prawie.
Wymyśliłem trasę przez Czeladź do Bytomia w celu znalezienia Dolomitów. Nigdy się nie zapuszczałem w te rejony, więc zabrałem Hołowczyca i mapę. Do Czeladzi jakoś dojechałem, chciałem może bardziej jechać poza drogami, ale dojechałem. Znalazłem jakiś park i ścieżki rowerowe.
Park w Czeladzi © krzicho

Wychodzi na to, że tylko Sosnowiec jest taki ubogi w ścieżki rowerowe. Ale ja się tym nie martwię, bo już go zjeździłem, do tego najciekawsze miejsca w stylu lasów są już poza Sosnowcem, a tam inne miasta zadbały o ścieżki. Nie ważne, ważne, że znalazłem całkiem pomocną mapkę, która pokazała mi jak wyjechać poza miasto w miejsce, gdzie można próbować przebijać się polami w stronę Bytumia. Tak więc szybko ruszyłem na wyszperaną trasę.
Czeladź © krzicho

Przy okazji zrobiłem sobie oczywiście zdjęcie roweru na tle czegoś, co się dało fotografować w centrum. Taka moja mała tradycja. Na rowerze w Czeladzi, mimo, ze blisko, nie bywam prawie wcale, więc pyknięcie foty trzeba było odbębnić. Dość łatwo znalazłem rozwidlenie z drogą, która prowadziła w stronę Bytomia, ale zobaczyłem, że jest możliwość pojechania w stronę góry Dorotki. Bardzo mnie to zaciekawiło, bo do tej pory jeździłem strasznie okrężną drogą. Tak więc pojechałem tam, a nie do Bytomowa. Ponieważ szlak przestał być już dobrze oznaczany po rowerowemu, tylko słabo jak dla pieszych, zgubiłem szybko drogę. Na szczęście tylko na chwilę i jeszcze mogłem sobie podziwiać Dorotkę z innej strony niż zwykle.
Za polami, za lasami - Góra Dorotki © krzicho

Dość szybko się odnalazłem i podjechałem do miejscowości pod górą. Tutaj w myśl zasady, że jeżeli chcesz trafić na szczyt, musisz zawsze jechać pod górę, trafiłem pod las, który rośnie na szczycie i objechałem górę dookoła podziwiając piękne kominy rozsiane śród naszej zielonej krainy, węglem i stalą płynącej.
Elektrownia Łagisza spod Góry Dorotki © krzicho

Potem wjechałem na szczyt. Nie podpierałem się po drodze za bardzo płucem, więc forma roście, co mnie cieszy.
Kościół na Górze Dorotki © krzicho

Następnie chciałem pojechać tak, jak kiedyś na Pogorię, ale sobie źle przypomniałem trasę i dzięki temu zwiedziłem ruiny cementowni Grodziec.
Cementownia Grodziec, a dokładnie to, co zniej zostało © krzicho

Na szczęście to był ostatni raz kiedy w tym dniu zabłądziłem. Dalej pojechałem przez Grodków, przez las, pod drogą 86 i przez następny las obok Łagiszy pod Pogorie. Tam z racji tego, że jeszcze miałem trochę czasu chciałem sobie objechać IV dookoła, a potem przez Dąbrowę Górniczą i Zagórze wrócić do domu, niestety zachód słońca i zimno zmieniły moje plany i wróciłem do domu przez Będzin.
Zachód słońca znad Pogorii IV © krzicho

Podsumowanie wycieczki przedstawia się nader dobrze. Zwiedziłem nowe rzeczy, przypomniałem sobie stare, otworzył mi się zupełnie nowy kierunek wycieczek - przez Czeladź. Czego chcieć więcej?