Wpisy archiwalne w kategorii

Trasa otwarta

Dystans całkowity:634.28 km (w terenie 90.00 km; 14.19%)
Czas w ruchu:28:16
Średnia prędkość:22.44 km/h
Maksymalna prędkość:57.10 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:63.43 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Sosnowiec - Katowice - Halemba - Paniowy - Chudów - Przyszowice - Bojków - Gliwice

Wtorek, 26 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Wszystko zaczęło się od głowy, a dokładnie od braku pewnej jej części, dzięki czemu nie wziąłem z Gliwic plecaka z dokumentami od samochodu. Jak nic przydałaby się wycieczka rowerowa.
Szlak do Gliwic jak już sprawdziłem wcześniej był przejezdny, pogoda dobra, temperatura super, więc można jechać. Na początek standard, czyli Szopienice, Nikiszowiec, Giszowiec, Ligota, Panewniki i Halemba. Natomiast za ulicą Gliwicką i Paniowami, zawsze była wielka improwizacja. Tym razem postanowiłem jechać maksymalnymi skrótami, choćby prowadziły przez czyjeś podwórka. Z Paniowów pojechałem prosto, trochę z boku Chudowa, i skierowałem się na jakąś drogę gruntową. To znaczy, po jakimś czasie i po lekkim kluczeniu, ale za to na tej drodze znalazłem coś niespodziewanego, a mianowicie zamek w Chudowie.
Zamek w Chudowie © krzicho

Przy okazji znalazłem ciekawą oberżę, może kiedyś stanie mi na drodze, kiedy będę na głodno.
Oberża przy zamku w Chudowie © krzicho

Po tej niespodziance pojechałem dalej i przez łąki, przez pola, dalej klucząc czasami, ale zawsze o dziwo skracając w dobrą stronę dojechałem w bardzo satysfakcjonujący mnie sposób do Przyszowic, gdzie pod A1 dostałem się do Bojkowa i po krótkiej dezorientacji na lotnisko po Plecak.
Gliwice lotnisko © krzicho

Okazało się, że przejechałem dzięki moim skrótom mniej niż 50 km, więc prawie o 10 km mniej niż zwykle. Teraz widzę, że jest możliwość dojeżdżania w przyjemny sposób do Gliwic, nie zużywając specjalnie sił.
Następnie pojechałem na dworzec kolejowy, żeby sobie wrócić do domu, niestety następny pociąg był dopiero za 40 min, więc jeszcze zrobiłem sobie wycieczkę do miejsca, gdzie mieszkałem przez pierwszy rok studiów, czyli pod radiostację na Tarnogórskiej.
Radiostacja w Gliwicach © krzicho

Radiostacia w Gliwicach © krzicho

Wróciłem na dworzec i czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka tego dnia. Mianowicie okazało się, że koleje śląskie, bardzo fajnie odnowiły wagony i praktycznie jedzie się jak w cywilizowanym kraju. Mam nadzieję, że szybko tych składów nie zdewastują.
Podsumowując, misja spełniona, nowy szlak przetarty, niespodzianki zaliczone, nostalgia była, potem powrót w dobrych warunkach i to wszystko w ładny dzień. Chyba mi się udało :)

Sosnowiec - Jaworzno - guma

Środa, 8 września 2010 · Komentarze(3)
Kategoria Trasa otwarta
Most widmo w Jaworznie © krzicho


Dzisiaj postanowiłem dokończyć niedokończone. Czyli przejechać się czerwonym szlakiem od Jaworzna Szczakowej do okolic elektrowni. Zacząłem tam, gdzie skończyłem czyli w okolicach "koparek". Potem znalazłem szlak i cały czas po terenach byłej cementowni jechałem dalej. Bardzo mi się podobają takie zapomniane tereny, zwłaszcza, że po drodze przejeżdża się pod mostem widmem.
Most widmo a pod nim szlak rowerowy © krzicho

Bardzo lubię takie postindustrialne klimaty, moim marzeniem jest zwiedzić Pripeć, dlatego sobie nie odpuściłem wycieczki po moście.
Most widmo © krzicho

Z tego, co właśnie zobaczyłem na Zumi, jeszcze prawdopodobnie w zeszłym roku most był normalnie użytkowany, jedzie po nim nawet autobus. Teraz już za mostem jest zerwana nawierzchnia i roście sobie trawa. Jakby nigdy tam drogi nie było. Właściwa droga wiedzie na około i jest nawet rondo donikąd - pewnie planują tam osiedle. W każdym razie widok z mostu jest już zrekultywowany:
Była cemntownia w Jaworznie © krzicho

Dalej szlak wiedzie terenami industrialnymi,
Śląsk - natura naturą, ale od cywilizacji nie uciekniesz © krzicho

oraz okazało się parkiem Lotników (fajnie) i wypada w okolicach (bardzo szeroko ujętych) elektrowni. Potem chciałem sobie jeszcze pojeździć właśnie po lasach wokół elektrowni, które ostatnio mi się tak podobały, ale niestety złapałem gumę i musiałem wracać na piechotę. Dzięki uprzejmości kierowcy autobusu nie musiałem iść z rowerem 25 km. Jeszcze raz chciałem kierowcy podziękować, że pozwolił mi jechać :)
Teraz może zastanowię się nad zabieraniem ze sobą zestawu naprawczego, do tej pory jeżeli złapałem gumę, wystarczyło koło co kilka kilometrów dopompować i to w najgorszym wypadku.
W każdym razie plan wykonałem. Z wycieczek jakie bym chciał na pewno zrealizować w tej okolicy jest góra Grodzisko i objechanie Zalewu Imielińskiego.

Gliwice - Przyszowice - Chudów - Panewniki - Ligota - Szopienice - Milowice - Sosnowiec

Czwartek, 5 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Typowa trasa, niestety dawno nie przejeżdżana z powodu budowy wiaduktu na A1. Do Chudowa jechałem bez przeszkód, potem źle zakręciłem i dojechałem do trasy 44. Następnie wzdłuż niej do Dąbrówki Małej i do lasu jak zwykle na szlak rowerowy. W okolicach Halemby w dalszym ciągu jest wielkie rozlewisko po powodzi, ale da się objechać na około i dojechać do szlaku.
Zalany szlak rowerowy pod Helembą © krzicho

Dalej też standard - lasem do Panewnik, potem na Ligotę, następnie lasem na Giszowiec i do Szopienic. Ponieważ było ładnie i nie było jeszcze późno postanowiłem do domu jechać przez Dąbrówkę Małą i Milowice.

Bardzo się cieszę, że znowu można lasami przejechać do Panewnik. Pojechałem teraz, żeby to sprawdzić. Po większych deszczach lepiej jeszcze nie ryzykować.

Gliwice - Girałtowice - Bujaków - Ruda Śląska - Katowice - Sosnowiec

Środa, 16 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Po całodziennym bieganiu po lotnisku i niewielkiej ilości lotów, postanowiłem, że będę wracał do domu na rowerze. Mżawka przeszła, a 19 godzina to jeszcze znośna pora, żeby zmrok zastał mnie już na oświetlonych drogach, bo lampka z oświetlania drogi stała się raczej już tylko światłem pozycyjnym (kupię baterie... kiedyś).
Z racji pośpiechu postanowiłem odwiedzić spożywczaka po drodze i jechać znaną, ale za to ciut dłuższą trasą, żeby nie zatrzymywać się co chwilę i nie szukać pozycji na mapie. Poza tym na krótszej trasie jest most, pod którym trzeba przejechać, a skoro nie ma jeszcze A1, mostu może też nie być.
Śniadanie i kubek soku wystarczyło, żeby dociągnąć do sklepu, więc szybko w koszyku na bidon znalazła się butelka z niezdrowym, gazowanym napojem. Drogę zmyliłem tylko raz, ale nie jechałem tą trasą już rok, więc miałem prawo.
Wszystko szło dobrze, aż do chwili, gdy znalazłem się mniej więcej na wysokości Elektrowni Halemba. Tam trzeba przeskoczyć między dwoma lasami, żeby dojechać na Panewniki. Pech chciał, że w okolicach jedynego mostku w okolicy Kłodnica się rozlała, a potem pozostawiła po sobie warstwę błota po kostki... Także stałem sobie w ostatnich promieniach zachodzącego słońca i zastanawiałem się jak tu dalej jechać.
KWK Halemba © krzicho

Parę lat temu, kiedy jeszcze nie znałem skrótu przez las przejechałem ten dystans na około drogami. Wymagało to przejechania 2x pod A4 i odwiedzenia Rudy Śląskiej. Okazało się, że trasę jeszcze jako tako pamiętam i mimo robót drogowych znalazłem się w Panewnikach. Teraz jeszcze tylko przejechanie przez Ligotę i następne roboty drogowe (jeszcze nigdy nie jechałem po rozłożonej metalowej siatce - dziwne uczucie). Za Ligotą niestety trzeba się produkować po lesie, a mi nie udało się jak wcześniej zakładałem dojechać tam przed zmrokiem. Pojawił się typowy problem, a mianowicie rowerzyści, którzy teraz dla odmiany poza nie zapalaniem żadnego światła zaczęli się ubierać w czarne polary. Ja się śpieszyłem i nie zamierzałem zwalniać, lampka wystarczyła żebym wiedział, czy przede mną nie było krzaków, tak więc mam nadzieję, że nastraszyłem jednego, czy dwóch zjeżdżając przed nimi w ostatniej chwili.
Do domu dotarłem ok. 22, robiąc jeszcze rundę honorową, żeby dociągnąć do 70 km. Nie wiem czy to przez to, że dzień wcześniej wróciłem z Tatr i miałem jeszcze lekkie zakwasy, było przyjemnie chłodno, czy przez to, że nic nie jadłem przez cały dzień, ale jechało mi się znakomicie. Natomiast dzięki temu, że jechałem głównie po drogach, średnia prędkość nie przedstawiała się tak źle jak ostatnio.

No i proszę z tego co w opisie miało mieć tylko "typowa trasa" powstało coś więcej (do tego ze zdjęciem). Ale podobało mi się, bo nie lubię monotonii i przewidywalnych rzeczy.

Gliwice - Katowice - Sosnowiec

Niedziela, 12 lipca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Typowa trasa, ale po raz pierwszy przejechana bez zbaczania po drodze. Po tym, co przejechałem dzień wcześniej wydawało mi się jakbym już na początku miał przejechane 50-60 km. Ale co tam, jeżeli w poniedziałek nic mnie nie boli, to znaczy, że mi się weekend nie udał.

Ostatnio zachodów słońca się sporo naoglądałem na rowerze © krzicho

Gliwice - Mikołów - Sosnowiec

Sobota, 4 lipca 2009 · Komentarze(1)
Kategoria Trasa otwarta
Cały dzień spędziłem na lotnisku i już kiedy widziałem cień szansy na to, żeby dorwać jakiś szybowiec popsuł się samolot... Na szczęście od jakiegoś czasu zabieram ze sobą rower, bo z lataniem nigdy nic nie wiadomo (zwłaszcza, że jedzie pociągiem za złotówkę :D). Nie zabrałem za to mapy, żeby się bilans zgodził. pojechałem przez wiochy na wprost przed siebie, w końcu mniej więcej w którą stronę do Mikołowa wiem jak jechać.
W drodze do Mikołowa © krzicho

Nie jechałem nigdy w tą stronę do Mikołowa, a ponieważ zawsze miałem mapę, za każdym razem w tym rejonie znajdowałem inną "najkrótszą" drogę. Okazało się, że najkrótsza i najszybsza droga to taka, której się nie planuje. Nie wiem jak to zrobiłem, może dzięki temu, że nie zatrzymywałem się, żeby popatrzeć na mapę, ale dojechałem na rynek wcześniej niż myślałem. Nie wiem jednak jak podłączyć do tej teorii fakt, że praktycznie cały czas jechałem przed siebie nie zakręcając pod kątem 90 stopni, jak to zwykle robię. W każdym razie tylko raz nie wiedziałem gdzie dalej jechać, bo drogę zagrodziła mi trasa szybkiego ruchu, ale po konsultacjach, okazało się, że jestem już prawie na miejscu.
Rynak w Mikołowie © krzicho

Dalej drogi też nie znałem w stronę, w którą właśnie jechałem, poza tym jedyny raz przejechałem ją w zeszłym roku. Na szczęście zatarty w pamięci fragment wskazały mi znaki, a dalszą część trasy poznałem wypadając w losowych momentach z lasu pod Ligotą. Tym sposobem z zachodem spotkałem się w lesie w okolicy Nikiszowca, a z tego miejsca wiedzie już oświetlona droga, do tego znam ją na pamięć - włącznie z dziurami.
Powrót z Mikołowa © krzicho

Ogólnie cieszę się, że nie zmarnowałem dnia, a było już blisko. Siły do jeżdżenia miałem dużo, mimo upału i biegania od rana po lotnisku.
Sam nie wiem dlaczego nie mogłem oddać ostatnio krwi, przecież nie czuje się jakbym miał za mało czerwonych krwinek... widać to był za mały dystans, żeby zdrowy Krzych mógł odczuwać jakieś braki z tego względu.

jez. Piłakno - Mrągowo - Wzgórze Czterech wiatów

Piątek, 26 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Wzgórze Czterech wiatrów © krzicho


Plecak. Ten wielki plecak, który mi sprawił tyle niewygód 4 dni temu znowu stał spakowany obok roweru. Był lżejszy o parę kilo, ale do Mrągowa i tak czekało mnie około godziny piłowania z ciężarem na plecach. Pogoda ustaliła się na nijakiej z tendencją do pozostania bez zmian, więc można było ruszać.
Droga do Mrągowa © krzicho

W końcu znalazłem jakieś bociany w gnieździe, bardzo doby powód rzeby się zatrzymać, zwłaszcza, że chwilę wcześniej był podjazd.
Droga do Mrągowa © krzicho

Tym razem nie chojraczyłem, jechałem trochę poniżej możliwości, bo po pierwsze chciałem jeszcze pojeździć po Mrągowie, po drugie czekała mnie cała noc w pociągu i chciałem jakoś wyglądać.
Dojazd na Półwysep Czterech wiatrów i na górę okazał się bardziej męczący i dłuższy niż myślałem. Na górze jest ośrodek narciarski, mają nawet trasę z igielitem. Niestety ośrodek był zamknięty. Można tam wypożyczyć rowery i kłady i dojechać promem. Tyle że prom kursuje chyba raz na 2 godziny, a do centrum jest jakieś 6,5 km, więc chyba kokosów tam nie robią. Niestety miejsce, z którego pożyczałem rower znajdowało się dokładnie w najdalszym krańcu Mrągowa (w linii prostej było blisko - tyle, że trzeba było objechać jezioro Czos...) i szczerze mówiąc miałem już dosyć, zwłaszcza, że ruch był wielki. Ale się udało i miałem jeszcze czas, żeby szybkim krokiem dojść na dworzec. Na szczęście ludzie od których pożyczałem rower jechali do miasta po zakupy i dzięki temu udało mi się jeszcze nawet co zjeść. Na dworcu byłem 2 min. przed czasem, a pociąg odjechał z minutowym opóźnieniem - za takie rzeczy powinni karać, po co ja się tak śpieszyłem?
Ogólnie cieszę się, że wypożyczyłem rower na te pare dni.

Sosnowiec - Będzin - Świerklaniec - Chechło-Nakło - Tarnowskie Góry - Gliwice

Sobota, 20 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Pierwsza w tym roku wycieczka ponad 100 km!
Dojazd do Będzina taki jak wcześniej. Nawet mniej więcej pamiętałem trasę. Za Będzinem znalazłem Las Grodzieński, czy jak mu tam. Objechałem go na wszystkie strony w czasie trzech piosenek, więc do wielkich nie należy. Grunt, że pierwszy punkt wycieczki odznaczony. Dalej wiodła prosta droga, ale w okolicy Strzyżowic zaczęła się podnosić, a po jakimś czasie nawet można było powiedzieć o podjeździe. Po wyczynach w Krakowie wydrapałem się na górę z lekkim lekceważącym uśmieszkiem. Ale trzeba przyznać, że czułem już przerwę w jeżdżeniu (na szczęście nie marnowałem się przez ten czas, tylko przeznaczyłem go na inne przyjemności). Na górze pooglądałem chwilę panoramę zielonego Zagłębia i nie wiadomo dlaczego postanowiłem jeszcze pojeździć poza drogą. Wynik - pogięta druga zębatka z przodu, litania do pogiętej zębatki i nadzieja, że dalej już będzie tylko z góry.
Panorama zielonego Zagłębia © krzicho

Na szczęście dalej rzeczywiście było trochę z góry, trochę po płaskim, więc i trzeci bieg chodził i prędkość średnia rosła. Niestety zaraz za Górą Siewierską trzeba było skręcić na drogę w las i to była ostatnia droga, którą miałem na mapie - dalej były tylko zielone plamy, które chciałem przejechać i niebieskie, które chciałem zobaczyć. Po objechaniu pierwszego jeziorka, nadszedł czas na pierwszą próbę przebicia się przez las. Dojechałem kolejno do rzeczki w poprzek drogi, piachu, który się kończył skarpą i do bagna. Tutaj było mi trochę szkoda, że nie mam wszystkich biegów, bo jechanie na przełożeniu 3-2, albo 1-7 było trochę niepewne i brakowało dynamiki. Po drodze zjadłem coś i wróciłem do punktu wyjścia, do drogi, która leciała mniej więcej w kierunku na następny mokry cel.
Się zaczął las, się drogi pokończyły © krzicho

Moja droga skończyła się krzyżując się pod kątem prostym z inna drogą. Ta już na pewno nie wiodła w dobrym kierunku, a przystanek autobusowy nie pomógł zbytnio w lokalizacji. Z mapy wychodziło, że jestem gdzieś na ok 10 km odcinku drogi przez las. Wybrałem sobie bardziej prawdopodobny kierunek i pojechałem. Po 200m znalazłem drogę w las prawie tak jak chciałem jechać, w dodatku wiódł tamtędy jakiś szlak, wiec ścieżka nie powinna się skończyć po kilometrze. Po drodze spotkałem 2 panie zbierające chrust (z wyglądu po prostu baby), które powiedziały mi, że po lesie jest gdzie jeździć, i że mam skręcić w lewo, bo prosto będzie dom leśniczego. Pojechałem więc prosto (dom leśniczego był), a potem w prawo bo tak mi się wydawało, że będzie lepiej. Dość przyjemną drogą przez las dojechałem do jakiejś miejscowości. Nie spodziewałem się tego, ponieważ z mapy wynikało, że pomiędzy wjechaniem do lasu i dojechaniem do jeziora powinienem napotkać na drodze co najwyżej las. Przystanek powiedział Sączów, mapa wskazała pozycję, głowa pomyślała "ale jak to?". Teraz wiem dlaczego tam dojechałem, bo przejrzałem dokładniejszą mapę na której były wszystkie drogi. Wtedy, na wszelki wypadek, wolałem się rozejrzeć, i wyjechałem na górkę z kościołem. Okazało się że jezioro ładnie połyskuje w lesie, z którego wyjechałem i nie powinno być problemu z dojazdem, ale co nadłożyłem to moje. Wróciłem do lasu i obok domu leśniczego skręciłem tym razem w lewo. Znowu miła droga przez las (nawet jeszcze milsza niż poprzednia bo w dół). Doprowadziła mnie nad jezioro, do którego chciałem dojechać. Ucieszyłem się nawet, ale wcześniej już wiedziałem gdzie jezioro jest i że jest w ogóle.
HaHa, Świerklaniec! © krzicho
Jez. Świerklaniec © krzicho

Pojechałem wzdłuż brzegu i skręciłem w las, potem przez drogę i znowu w las. Po drodze dogoniłem jakiegoś rowerzystę, który mi powiedział, że następne jezioro jest mniej więcej w tym kierunku i jak zwolnię do 22km/h (bo takiej prędkości nie przekracza), to mogę z nim jechać. Na szczęście kiedy już hamowałem żeby źle skręcić minął mnie i przekraczając swoje 22km/h wskazał mi drogę do następnego jeziora.
jez. Chechło-Nakło © krzicho
jez. Chechło-Nakło © krzicho

Jezioro Chechło-Nakło jest starsze od poprzednich i jako takie ma bazę domków kempingowych, klub wioślarski i kioski z tandetnym żarciem (ciekawostką jest, że żadnego z jezior, które widziałem tego dnia nie było na przedwojennej mapie). Nie polecam ostatniej budy, bo hamburger był ciężki do zjedzenia nawet po 70km na rowerze. Na szczęście był spory i miał dużego kotleta. Pod tym względem był lepszy od smacznego i szybko przygotowanego, ale za to małego hamburgera. Po jedzeniu i piciu jeszcze raz nadłożyłem trochę trasy, bo nie spojrzałem na mapę i znalazłem się na drodze na Tarnowskie Góry. W tym momencie skończyła się ciekawa część trasy, a zaczęło wiosłowanie po drogach do Gliwic. Po drodze odwiedziłem jeszcze rynek w Tarnowskich Górach.
Tarnowskie Góry - rynek © krzicho

Trasa do Gliwic nie przyniosła niespodzianek poza jedną zamkniętą drogą, którą jednak spokojnie dało się przejechać na rowerze. Szkoda, że nie wyjechałem wcześniej, albo, że nie posłuchałem bab, bo zrobiło się trochę za późno na powrót do Sosnowca na rowerze. Wróciłem pociągiem i trochę żałuję, bo w przeciwnym razie trasa na prawdę byłaby porządna.
Mimo wszystko bardzo miło wspominam ten przejazd. Pozostało mi tylko popracować trochę młotkiem nad przerzutkami i czekać na dobrą pogodę.

Sosnowiec - Gliwice

Niedziela, 31 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Ładnie szło, ale pod Gliwicami zacząłem szukać nowej drogi i znalazłem A1 w budowie, więc skończyły się szanse na średnią powyżej 25km/h.
Grunt, że dojechałem na grila, który jak się okazało był moim pierwszym bezalkoholowym grilem od ponad 10 lat. Trzeba zdobywać nowe doświadczenia!

A trasa całkiem miła - udało mi się w końcu znaleźć trasę poza głównymi drogami i do tego bez niepotrzebnego dokładania drogi. Pewnie mi sie jeszcze znudzi...

Gliwice - Bujaków - Stare Panewniki - Kamionka - Ligota - Kostucha - Murcki - Milowice - Sosnowiec

Sobota, 2 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Uuuuff, ale tytył... Ale takiego zygzaka po województwie lepiej nie zapomnieć.
Lasy pod Panewnikami są niesamowite - szerokie drogi w takiej ilości, że trudno wybrać gdzie jachać. Prywatnie cieszy mnie to, że wiem co jest z każdej strony lasu, więc jakbym nie esował, wyjadę z lasu i się nie zgubię - wielki plus :)
Będę tam wracał.