Gliwice - Mikołów - Sosnowiec
Sobota, 4 lipca 2009
· Komentarze(1)
Kategoria Trasa otwarta
Cały dzień spędziłem na lotnisku i już kiedy widziałem cień szansy na to, żeby dorwać jakiś szybowiec popsuł się samolot... Na szczęście od jakiegoś czasu zabieram ze sobą rower, bo z lataniem nigdy nic nie wiadomo (zwłaszcza, że jedzie pociągiem za złotówkę :D). Nie zabrałem za to mapy, żeby się bilans zgodził. pojechałem przez wiochy na wprost przed siebie, w końcu mniej więcej w którą stronę do Mikołowa wiem jak jechać.
Nie jechałem nigdy w tą stronę do Mikołowa, a ponieważ zawsze miałem mapę, za każdym razem w tym rejonie znajdowałem inną "najkrótszą" drogę. Okazało się, że najkrótsza i najszybsza droga to taka, której się nie planuje. Nie wiem jak to zrobiłem, może dzięki temu, że nie zatrzymywałem się, żeby popatrzeć na mapę, ale dojechałem na rynek wcześniej niż myślałem. Nie wiem jednak jak podłączyć do tej teorii fakt, że praktycznie cały czas jechałem przed siebie nie zakręcając pod kątem 90 stopni, jak to zwykle robię. W każdym razie tylko raz nie wiedziałem gdzie dalej jechać, bo drogę zagrodziła mi trasa szybkiego ruchu, ale po konsultacjach, okazało się, że jestem już prawie na miejscu.
Dalej drogi też nie znałem w stronę, w którą właśnie jechałem, poza tym jedyny raz przejechałem ją w zeszłym roku. Na szczęście zatarty w pamięci fragment wskazały mi znaki, a dalszą część trasy poznałem wypadając w losowych momentach z lasu pod Ligotą. Tym sposobem z zachodem spotkałem się w lesie w okolicy Nikiszowca, a z tego miejsca wiedzie już oświetlona droga, do tego znam ją na pamięć - włącznie z dziurami.
Ogólnie cieszę się, że nie zmarnowałem dnia, a było już blisko. Siły do jeżdżenia miałem dużo, mimo upału i biegania od rana po lotnisku.
Sam nie wiem dlaczego nie mogłem oddać ostatnio krwi, przecież nie czuje się jakbym miał za mało czerwonych krwinek... widać to był za mały dystans, żeby zdrowy Krzych mógł odczuwać jakieś braki z tego względu.
W drodze do Mikołowa© krzicho
Nie jechałem nigdy w tą stronę do Mikołowa, a ponieważ zawsze miałem mapę, za każdym razem w tym rejonie znajdowałem inną "najkrótszą" drogę. Okazało się, że najkrótsza i najszybsza droga to taka, której się nie planuje. Nie wiem jak to zrobiłem, może dzięki temu, że nie zatrzymywałem się, żeby popatrzeć na mapę, ale dojechałem na rynek wcześniej niż myślałem. Nie wiem jednak jak podłączyć do tej teorii fakt, że praktycznie cały czas jechałem przed siebie nie zakręcając pod kątem 90 stopni, jak to zwykle robię. W każdym razie tylko raz nie wiedziałem gdzie dalej jechać, bo drogę zagrodziła mi trasa szybkiego ruchu, ale po konsultacjach, okazało się, że jestem już prawie na miejscu.
Rynak w Mikołowie© krzicho
Dalej drogi też nie znałem w stronę, w którą właśnie jechałem, poza tym jedyny raz przejechałem ją w zeszłym roku. Na szczęście zatarty w pamięci fragment wskazały mi znaki, a dalszą część trasy poznałem wypadając w losowych momentach z lasu pod Ligotą. Tym sposobem z zachodem spotkałem się w lesie w okolicy Nikiszowca, a z tego miejsca wiedzie już oświetlona droga, do tego znam ją na pamięć - włącznie z dziurami.
Powrót z Mikołowa© krzicho
Ogólnie cieszę się, że nie zmarnowałem dnia, a było już blisko. Siły do jeżdżenia miałem dużo, mimo upału i biegania od rana po lotnisku.
Sam nie wiem dlaczego nie mogłem oddać ostatnio krwi, przecież nie czuje się jakbym miał za mało czerwonych krwinek... widać to był za mały dystans, żeby zdrowy Krzych mógł odczuwać jakieś braki z tego względu.