Sosnowiec - Dolina Żabnicka - Trzebinia - Jaworzno - Sosnowiec
Sobota, 11 lipca 2009
· Komentarze(0)
Kategoria Trasa zamknięta do celu
Jechałem przez Maczki i Jaworzno Szczakową. Do Zalewu Sosin dojechałem z pomocą mapy, ale problemów nie miałem.
Dalej był już tylko las. W końcu znalazłem miejsce, w którym można dłużej pojeździć po lesie nie kombinując jak ominąć hałdy kopalnie piasku, albo tory kolejowe!
Droga nie traciła się w lesie i była w bardzo dobrym stanie. Nigdy wcześniej nie byłem w tym rejonie, tak więc nie zagłębiałem się zbytnio w rezerwat. Chciałem tylko objechać go dookoła i sprawdzić co gdzie jest.
Okazało się, że tam gdzie jeździłem jest sporo ciekawych dróg. Chociaż pewnie rzeka (na pewno ładna) przecinająca środek lasu będzie stanowiła przeszkodę dla roweru. Nie wspominając już o terenach podmokłych. Jakby nie mogli zrobić rezerwatu "Uregulowanej i zasypanej z ubitymi szutrowymi drogami byłej doliny Żabnickiej", ale kto trafi za ludźmi. W każdym razie poczułem się jak u siebie, kiedy za lasem dojechałem do kopali piasku, torów kolejowych i majaczących w oddali kominów.
Co ważne dalej w stronę Bukowna jest jeszcze więcej lasów, tyle że niestety jest już to inne województwo i na mapie poza zielonymi plamami lasów i 2 drogami na krzyż nic nie ma. Bez GPSu nie podchodź (ale już niedługo będzie :D). Nawet nie ma zaznaczonych miejscowości - dojechałem do Dębowego, Bukowego, czy tam Borowego czegoś i pojechałem z powrotem znaleźć jakieś miejsce, które pozwoliłoby mi zobaczyć jak daleko dojechałem. Po znalezieniu sposobu na wyjechanie do cywilizacji, zobaczyłem znak z napisem Trzebinia... Potem okazało się, że Trzebinia to duża miejscowość, ale wtedy trochę się zmartwiłem o czas przybycia do domu.
W drodze powrotnej trochę się pogubiłem i zamiast cały czas jechać przez las wyjechałem z niego na chwilę do Chyb. Z powrotem do jeziora nie było już daleko.
Resztę drogi jechałem na zachód, więc cały czas widziałem czerwony zachód słońca. Jeszcze tylko zatrzymałem się przy Balatonie, żeby uzupełnić elektrolity i oddać honorowo krew komarom.
Ponieważ temperatura była dla mnie optymalna, jechało mi się bardzo dobrze. W sumie na 90 km wypiłem tylko 0,7 wody, czyli tyle, ile normalnie wystarcza mi na jakieś 40.
Na pewno nie raz i nie dwa będę jeździł w tamtych okolicach, bo wszystko bliżej już mam zjeżdżone.
Zalewu Sosin© krzicho
Dalej był już tylko las. W końcu znalazłem miejsce, w którym można dłużej pojeździć po lesie nie kombinując jak ominąć hałdy kopalnie piasku, albo tory kolejowe!
Dolina Żabnicka© krzicho
Droga nie traciła się w lesie i była w bardzo dobrym stanie. Nigdy wcześniej nie byłem w tym rejonie, tak więc nie zagłębiałem się zbytnio w rezerwat. Chciałem tylko objechać go dookoła i sprawdzić co gdzie jest.
Dolina Żabnicka© krzicho
Dolina Żabnicka© krzicho
Okazało się, że tam gdzie jeździłem jest sporo ciekawych dróg. Chociaż pewnie rzeka (na pewno ładna) przecinająca środek lasu będzie stanowiła przeszkodę dla roweru. Nie wspominając już o terenach podmokłych. Jakby nie mogli zrobić rezerwatu "Uregulowanej i zasypanej z ubitymi szutrowymi drogami byłej doliny Żabnickiej", ale kto trafi za ludźmi. W każdym razie poczułem się jak u siebie, kiedy za lasem dojechałem do kopali piasku, torów kolejowych i majaczących w oddali kominów.
Dolina Żabnicka© krzicho
Co ważne dalej w stronę Bukowna jest jeszcze więcej lasów, tyle że niestety jest już to inne województwo i na mapie poza zielonymi plamami lasów i 2 drogami na krzyż nic nie ma. Bez GPSu nie podchodź (ale już niedługo będzie :D). Nawet nie ma zaznaczonych miejscowości - dojechałem do Dębowego, Bukowego, czy tam Borowego czegoś i pojechałem z powrotem znaleźć jakieś miejsce, które pozwoliłoby mi zobaczyć jak daleko dojechałem. Po znalezieniu sposobu na wyjechanie do cywilizacji, zobaczyłem znak z napisem Trzebinia... Potem okazało się, że Trzebinia to duża miejscowość, ale wtedy trochę się zmartwiłem o czas przybycia do domu.
W drodze powrotnej trochę się pogubiłem i zamiast cały czas jechać przez las wyjechałem z niego na chwilę do Chyb. Z powrotem do jeziora nie było już daleko.
Zalew Sosin© krzicho
Resztę drogi jechałem na zachód, więc cały czas widziałem czerwony zachód słońca. Jeszcze tylko zatrzymałem się przy Balatonie, żeby uzupełnić elektrolity i oddać honorowo krew komarom.
Balaton© krzicho
Ponieważ temperatura była dla mnie optymalna, jechało mi się bardzo dobrze. W sumie na 90 km wypiłem tylko 0,7 wody, czyli tyle, ile normalnie wystarcza mi na jakieś 40.
Na pewno nie raz i nie dwa będę jeździł w tamtych okolicach, bo wszystko bliżej już mam zjeżdżone.