Sosnowiec - Bukowno - Czyżówka - Bukowno - Sosnowiec
Sobota, 23 lipca 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Trasa zamknięta bez celu.
Tydzień temu ledwo przejechałem 65 km, dlatego w tym tygodniu wyłożyłem sobie trasę na 100 km. Postanowiłem podejść do sprawy taktycznie, nie przeciążać się i jechać jak największą ilością skrótów. Na Maczki dojechałem skrótem, zaczynającym się przed Balatonem i biegnącym lasem obok tartaku, gdzie przerabiają duże drzewa na małe kawałki i pachnie tam żywicą tak mocno, że otwierają się pory. Za Maczkami wjechałem na żółty szlak, ale zaraz za wiaduktem kolejowym, gdzie trzeba się schylać, skręciłem na stację poboru/uzdatniania/nie wiem co wody i tym skrótem dalej przez bocznicę kolejową bardzo przyjemną drogą dostałem się pod zalew Sosina. Ale sza, bo nie wiem, czy tamtędy w ogóle można jeździć. Zazwyczaj jeżdżę tamtędy tylko w drodze powrotnej, jak już brakuje mi sił, ale teraz była wyjątkowa sytuacja. Potem wjechałem na drogę do Bukowna, żeby już za chwilę wskoczyć na następny tajniacki skrót, tym razem przez jedyny w okolicy most przez Kanał główny, znowu jakieś bocznice kolejowe do byłej kopalni piasku, tam niestety nie wiem, czy jechałem optymalnie, bo Zumi niewiele mówi. W każdym razie w zeszłym roku jak tam jeździłem miałem 50 km na liczniku, a teraz ponad 20. Do Boru Biskupiego dojechałem po 30 km od startu. Od tego miejsca pojechałem niebieskim, wspiąłem się na górkę, przez którą biegnie szlak, ale bez roweru, na szczycie łapiąc trochę słońca, jedząc żelki i popijając kolę. Dalej wypadało dojechać do drogi i skręcić na niebieski, ale tym razem rowerowy do lasu i od tego momentu nieznaną dla mnie drogą pojechać dalej. Skomplikowane, ale tu są tylko niebieskie, albo zielone szlaki i łączą się ze sobą tak, że trudno się w takich samych kolorach odnaleźć. Las jest fantastyczny. Do ten pory jeździłem po lesie, ale cały czas miałem wrażenie, że to tylko wizyta, tym razem czułem się jak w lesie. Nie słyszałem samochodów, nie widziałem rozjeżdżonych dróg, las był stary, nie miałem wrażenia, że się zaraz skończy, albo, że dojadę do drogi, kopalni piasku, domów, bocznicy kolejowej, albo innych rzeczy, które znajduję w lesie zawsze jak już zaczyna być przyjemnie.
Poczułem się trochę jak pies bo co chwilę miałem ochotę zatrzymać się za potrzebą nr 1, żeby tylko pochodzić po lesie.
Niestety w tym momencie miałem skręcić na zielony szlak, który był ładnie oznaczony z jednej strony niebieskiego, którego przecinał, ale nie z drugiej strony. Coś mi się zdaje, że jeszcze się nie zrobił do końca, bo przez chwilę jechałem moim ulubionym świeżym tłuczniem, a potem nie było już nic, co by sugerowało szlak. Mogłem się też zgubić, ale wiedząc po słońcu, że idę w mniej więcej dobrym kierunku posuwałem się raz na piechotę, raz na rowerze do przodu. Po jakimś czasie dotarłem do zielonego, ale jak się dopiero w domu okazało, nie do tego. Tam już na mnie czekał czerwony szlak rowerowy, który miał mnie dowieźć do miejsca blisko Doliny Żabnika, czyli drogi mojego planowanego powrotu.
Po drodze jeszcze trochę kluczyłem po okolicznych szlakach leśnych, ale nic ciekawego nie znalazłem. Znalazłem natomiast elektrownię, która miała być za Czyżówką, i była moim drogowskazem.
Teraz czekał mnie trudny czas, bo nawet z mapą nie wiedziałem co dalej robić. Na początku jechałem czerwonym rowerowym, ale potem go zgubiłem, za to znalazłem miejsce, w którym niebieski spotykał się z drogą i miejsce, z którego zaczynałem dzisiejsze "nieznane". Jeszcze próbowałem powalczyć, znalazłem czerwony szlak, ale ponieważ nie wiedziałem gdzie dokładnie prowadzi, a mnie już zaczęły lekko łapać skurcze, kiedy musiałem mocniej pedałować na drogach leśnych, postanowiłem pojechać dłuższą, ale mniej męczącą i znaną drogą asfaltową, naokoło kopalni piasku, do Bukowna i dalej długą drogą pod Zalew Sosina.
W tym miejscu zacząłem się zastanawiać czy jak pojadę skrótami, będę miał 100 km. Dobrze to wykalkulowałem, bo po przejechaniu w drugą stronę tych samych skrótów, co na początku, żeby mieć 100km, wystarczyło mi dosłownie pół rundki naokoło bloku.
Bardzo udany wyjazd, znowu :)
Dużo nieznanych tras i terenów. Najważniejsze, że udało mi się tak rozplanować siły, że bez problemu przejechałem te 100 km, nawet bez formy. Co prawda kilkadziesiąt ostatnich kilometrów jechałem już o jeden bieg niżej niż zwykle i o 2-3 km/h mniej, ale co tam, było dużo po asfalcie, więc średnia nie wyszła zła.
Muszę jeszcze kiedyś przejechać tę trasę odwrotnie, to znaczy, od Sosiny niebieskim. przez Dolinę Żabnika, na czerwony i na zielony, żeby wiedzieć jak on dokładnie biegnie. Potem niebieskim albo z powrotem, albo do Olkusza.
Lasy pod Bukownem - niebieski szlak© krzicho
Poczułem się trochę jak pies bo co chwilę miałem ochotę zatrzymać się za potrzebą nr 1, żeby tylko pochodzić po lesie.
Niestety w tym momencie miałem skręcić na zielony szlak, który był ładnie oznaczony z jednej strony niebieskiego, którego przecinał, ale nie z drugiej strony. Coś mi się zdaje, że jeszcze się nie zrobił do końca, bo przez chwilę jechałem moim ulubionym świeżym tłuczniem, a potem nie było już nic, co by sugerowało szlak. Mogłem się też zgubić, ale wiedząc po słońcu, że idę w mniej więcej dobrym kierunku posuwałem się raz na piechotę, raz na rowerze do przodu. Po jakimś czasie dotarłem do zielonego, ale jak się dopiero w domu okazało, nie do tego. Tam już na mnie czekał czerwony szlak rowerowy, który miał mnie dowieźć do miejsca blisko Doliny Żabnika, czyli drogi mojego planowanego powrotu.
Las w okolicach Czyżówki© krzicho
Po drodze jeszcze trochę kluczyłem po okolicznych szlakach leśnych, ale nic ciekawego nie znalazłem. Znalazłem natomiast elektrownię, która miała być za Czyżówką, i była moim drogowskazem.
Czyżówka ekeltrownia© krzicho
Teraz czekał mnie trudny czas, bo nawet z mapą nie wiedziałem co dalej robić. Na początku jechałem czerwonym rowerowym, ale potem go zgubiłem, za to znalazłem miejsce, w którym niebieski spotykał się z drogą i miejsce, z którego zaczynałem dzisiejsze "nieznane". Jeszcze próbowałem powalczyć, znalazłem czerwony szlak, ale ponieważ nie wiedziałem gdzie dokładnie prowadzi, a mnie już zaczęły lekko łapać skurcze, kiedy musiałem mocniej pedałować na drogach leśnych, postanowiłem pojechać dłuższą, ale mniej męczącą i znaną drogą asfaltową, naokoło kopalni piasku, do Bukowna i dalej długą drogą pod Zalew Sosina.
Przestrzeń na drodze do Bukowna - naokoło kopalni piasku© krzicho
W tym miejscu zacząłem się zastanawiać czy jak pojadę skrótami, będę miał 100 km. Dobrze to wykalkulowałem, bo po przejechaniu w drugą stronę tych samych skrótów, co na początku, żeby mieć 100km, wystarczyło mi dosłownie pół rundki naokoło bloku.
Bardzo udany wyjazd, znowu :)
Dużo nieznanych tras i terenów. Najważniejsze, że udało mi się tak rozplanować siły, że bez problemu przejechałem te 100 km, nawet bez formy. Co prawda kilkadziesiąt ostatnich kilometrów jechałem już o jeden bieg niżej niż zwykle i o 2-3 km/h mniej, ale co tam, było dużo po asfalcie, więc średnia nie wyszła zła.
Muszę jeszcze kiedyś przejechać tę trasę odwrotnie, to znaczy, od Sosiny niebieskim. przez Dolinę Żabnika, na czerwony i na zielony, żeby wiedzieć jak on dokładnie biegnie. Potem niebieskim albo z powrotem, albo do Olkusza.