Masa krytycznaPierwsza edycja – trasa: Sosnowiec -> Dąbrowa Górnicza -> Będzin -> Czeladź (ok. 18 km). Idea tego spędu, to ukazanie problemu braku ścieżek rowerowych w naszym pięknym regionie oraz niebezpieczeństw z tym związanych… ble, ble, ble. Dość o tym, pora przejść do ważniejszych rzeczy, czyli do mnie!
Zaciekawiony plakatem, dysponując czasem i chęcią, oraz zmotywowany niespodziewanym napadem ładnej pogody, postanowiłem wziąć udział w tym zjawisku. Wstałem, ranek „prawie” taki jak zwykle, zjadłem śniadanie, zebrałem się tak szybko, jak tylko mogłem i popędziłem ile sił w nogach (całe 1,5km) na dworzec. Zdążyłem - 14:02, ludzie już się zebrali, sygnał do wyjazdu o 14:10.
Poczułem się jak kolarz w peletonie, ta szybkość, ten klimat jazdy w grupie, cała droga nasza, wszystko to dla mnie nowe, świeże, oryginalne i fantastyczne… achh!!! Postój już na pierwszych światłach, a reszta trasy pokonana ze średnią prędkością 13,5 km/h (nie licząc postojów) – naprawdę jechaliśmy prawie 2h :/ Ale co użyłem przez te pierwsze 200m, to moje.
Trasa wiodła, tak jak to było wcześniej ustalone i obyło się bez strat w ludziach. Całą drogę jechałem na najwyższej przerzutce. 17 stopni to nie 25 i trzeba było się jakoś rozgrzać przynajmniej na podjazdach. Jeżeli ktoś był, wie jak się jechało, jeżeli nie…
Grupa trzymała się mniej więcej w kupie i miała jakieś 300m długości. Ilość uczestników moje wprawne oko może ocenić na dużą. Może było nas 100, może 150, 200, a może więcej. Atmosfera przyjemna, była nawet fala meksykańska. Na rynku zrobiliśmy sobie zdjęcie i tyle – rozejść się.
Teraz miała się zacząć druga część wycieczki – chciałem przejechać przynajmniej te 50km i podbić trochę żałosną prędkość średnią. Zacząłem od przygotowań. Kupiłem picie i spojrzałem na mapę. W tym momencie akcja trochę nabrała tempa. Okazało się, że wypicie napoju energetycznego przy osłabionym organizmie ma pewne skutki uboczne.
Tu należałoby wrócić do tego, co działo się rano. Przez 30 bezcennych minut przeciekałem jak Exon Valdez i wybranie się na wycieczkę przez centra największych miast wymagało tyle odwagi i determinacji, ile wyprawa Kolumba do Indii.
Wracając do głównego wątku: 0,5l butelka napoju miała podwójne działanie (co ciekawe na butelce było niewyraźnie, ale napisane, że dzienna dawka nie powinna przekraczać 250ml – przynajmniej tak mi się wydawało). Po pierwsze zaczęło mi się kręcić w głowie, a po drugie o zgrozo przypomniał mi się poranek. Plany uległy rewizji i teraz chciałem już tylko dojechać do domu. Nigdy nie byłem na rynku w Czeladzi więc po słońcu obrałem kierunek i miałem nadzieje, że jakoś to będzie. Po chwili pojawiły się znaki, a po wyjechaniu z centrum, krzaczki zaczęły wyglądać „zachęcająco”. Ale trzymałem się planu. W sumie ostatnie parę kilometrów dłużyło się przynajmniej jak te założone 50, więc były emocje i była przygoda. Kiedy zauważyłem majaczące na horyzoncie bloki mojego osiedla, uznałem, że umysł jest silniejszy niż ciało i pokonałem najdłuższą ostatnią prostą w moim życiu. Rower zostawiłem na korytarzu, drzwi otwarte, ale dotarłem do celu :D
Działanie specyfiku odczuwam w dalszym ciągu, a to, co się działo po powrocie (biegałem z kąta w kąt, szybko mówiłem, mrowiły mi stopy i ogólnie czułem się zakręcony) można określić w następujący sposób:
- I AM CORNHOLIO! Do you Have tp? Tp for my bunghole? Zwłaszcza, jak się przeczyta ze zrozumieniem drugą część…
Podsumowanie:
Co za dzień…
- ARE YOU THREATNING ME?