Sosnowiec - Będzin - Świerklaniec - Chechło-Nakło - Tarnowskie Góry - Gliwice

Sobota, 20 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Pierwsza w tym roku wycieczka ponad 100 km!
Dojazd do Będzina taki jak wcześniej. Nawet mniej więcej pamiętałem trasę. Za Będzinem znalazłem Las Grodzieński, czy jak mu tam. Objechałem go na wszystkie strony w czasie trzech piosenek, więc do wielkich nie należy. Grunt, że pierwszy punkt wycieczki odznaczony. Dalej wiodła prosta droga, ale w okolicy Strzyżowic zaczęła się podnosić, a po jakimś czasie nawet można było powiedzieć o podjeździe. Po wyczynach w Krakowie wydrapałem się na górę z lekkim lekceważącym uśmieszkiem. Ale trzeba przyznać, że czułem już przerwę w jeżdżeniu (na szczęście nie marnowałem się przez ten czas, tylko przeznaczyłem go na inne przyjemności). Na górze pooglądałem chwilę panoramę zielonego Zagłębia i nie wiadomo dlaczego postanowiłem jeszcze pojeździć poza drogą. Wynik - pogięta druga zębatka z przodu, litania do pogiętej zębatki i nadzieja, że dalej już będzie tylko z góry.
Panorama zielonego Zagłębia © krzicho

Na szczęście dalej rzeczywiście było trochę z góry, trochę po płaskim, więc i trzeci bieg chodził i prędkość średnia rosła. Niestety zaraz za Górą Siewierską trzeba było skręcić na drogę w las i to była ostatnia droga, którą miałem na mapie - dalej były tylko zielone plamy, które chciałem przejechać i niebieskie, które chciałem zobaczyć. Po objechaniu pierwszego jeziorka, nadszedł czas na pierwszą próbę przebicia się przez las. Dojechałem kolejno do rzeczki w poprzek drogi, piachu, który się kończył skarpą i do bagna. Tutaj było mi trochę szkoda, że nie mam wszystkich biegów, bo jechanie na przełożeniu 3-2, albo 1-7 było trochę niepewne i brakowało dynamiki. Po drodze zjadłem coś i wróciłem do punktu wyjścia, do drogi, która leciała mniej więcej w kierunku na następny mokry cel.
Się zaczął las, się drogi pokończyły © krzicho

Moja droga skończyła się krzyżując się pod kątem prostym z inna drogą. Ta już na pewno nie wiodła w dobrym kierunku, a przystanek autobusowy nie pomógł zbytnio w lokalizacji. Z mapy wychodziło, że jestem gdzieś na ok 10 km odcinku drogi przez las. Wybrałem sobie bardziej prawdopodobny kierunek i pojechałem. Po 200m znalazłem drogę w las prawie tak jak chciałem jechać, w dodatku wiódł tamtędy jakiś szlak, wiec ścieżka nie powinna się skończyć po kilometrze. Po drodze spotkałem 2 panie zbierające chrust (z wyglądu po prostu baby), które powiedziały mi, że po lesie jest gdzie jeździć, i że mam skręcić w lewo, bo prosto będzie dom leśniczego. Pojechałem więc prosto (dom leśniczego był), a potem w prawo bo tak mi się wydawało, że będzie lepiej. Dość przyjemną drogą przez las dojechałem do jakiejś miejscowości. Nie spodziewałem się tego, ponieważ z mapy wynikało, że pomiędzy wjechaniem do lasu i dojechaniem do jeziora powinienem napotkać na drodze co najwyżej las. Przystanek powiedział Sączów, mapa wskazała pozycję, głowa pomyślała "ale jak to?". Teraz wiem dlaczego tam dojechałem, bo przejrzałem dokładniejszą mapę na której były wszystkie drogi. Wtedy, na wszelki wypadek, wolałem się rozejrzeć, i wyjechałem na górkę z kościołem. Okazało się że jezioro ładnie połyskuje w lesie, z którego wyjechałem i nie powinno być problemu z dojazdem, ale co nadłożyłem to moje. Wróciłem do lasu i obok domu leśniczego skręciłem tym razem w lewo. Znowu miła droga przez las (nawet jeszcze milsza niż poprzednia bo w dół). Doprowadziła mnie nad jezioro, do którego chciałem dojechać. Ucieszyłem się nawet, ale wcześniej już wiedziałem gdzie jezioro jest i że jest w ogóle.
HaHa, Świerklaniec! © krzicho
Jez. Świerklaniec © krzicho

Pojechałem wzdłuż brzegu i skręciłem w las, potem przez drogę i znowu w las. Po drodze dogoniłem jakiegoś rowerzystę, który mi powiedział, że następne jezioro jest mniej więcej w tym kierunku i jak zwolnię do 22km/h (bo takiej prędkości nie przekracza), to mogę z nim jechać. Na szczęście kiedy już hamowałem żeby źle skręcić minął mnie i przekraczając swoje 22km/h wskazał mi drogę do następnego jeziora.
jez. Chechło-Nakło © krzicho
jez. Chechło-Nakło © krzicho

Jezioro Chechło-Nakło jest starsze od poprzednich i jako takie ma bazę domków kempingowych, klub wioślarski i kioski z tandetnym żarciem (ciekawostką jest, że żadnego z jezior, które widziałem tego dnia nie było na przedwojennej mapie). Nie polecam ostatniej budy, bo hamburger był ciężki do zjedzenia nawet po 70km na rowerze. Na szczęście był spory i miał dużego kotleta. Pod tym względem był lepszy od smacznego i szybko przygotowanego, ale za to małego hamburgera. Po jedzeniu i piciu jeszcze raz nadłożyłem trochę trasy, bo nie spojrzałem na mapę i znalazłem się na drodze na Tarnowskie Góry. W tym momencie skończyła się ciekawa część trasy, a zaczęło wiosłowanie po drogach do Gliwic. Po drodze odwiedziłem jeszcze rynek w Tarnowskich Górach.
Tarnowskie Góry - rynek © krzicho

Trasa do Gliwic nie przyniosła niespodzianek poza jedną zamkniętą drogą, którą jednak spokojnie dało się przejechać na rowerze. Szkoda, że nie wyjechałem wcześniej, albo, że nie posłuchałem bab, bo zrobiło się trochę za późno na powrót do Sosnowca na rowerze. Wróciłem pociągiem i trochę żałuję, bo w przeciwnym razie trasa na prawdę byłaby porządna.
Mimo wszystko bardzo miło wspominam ten przejazd. Pozostało mi tylko popracować trochę młotkiem nad przerzutkami i czekać na dobrą pogodę.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa gowdu

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]