Sosnowiec - Maczki - Jaworzno - Imielin - Jaworzno - Maczki - Sosnowiec
Wtorek, 17 sierpnia 2010
· Komentarze(0)
Kategoria Trasa zamknięta bez celu.
Dzisiaj jechałem zupełnie na czuja, okazało się, że rano (12) pogoda jest za dobra, żeby nic nie robić i chciałem gdzieś się ruszyć. Wybór padł na rower, a trasa wyznaczona do Jaworzna (bo taaak i dawno nie byłem). Zaraz za Maczkami poczułem, że coś jest inaczej, nagle szlaki były trochę lepiej widoczne, ale dopiero kiedy dojechałem do pierwszego pkt. odpoczynkowego zorientowałem się o co chodzi. Ktoś dostał sporo kasy na ścieżki rowerowe. Te ścieżki nie są nowe, ale były oznakowane jak były, a teraz Europa :). Co chwilę tablica, z mapą (wyraźną), drogowskazy (niektóre życzliwi ludzie już przekręcili), słupki (granitowe tych nie dali rady odwrócić), wyższe słupki tam gdzie są potrzebne żeby je zobaczyć z daleka i co najważniejsze wielkie, widoczne, i częste znaki na drzewach, słupach itp.
Jak już mi się tak spodobało, z niebieskiego szlak zmieniłem na żółty, potem na czerwony i nim dojechałem do lasu, który był jeszcze lepszy niż myślałem. Kilometry dobrych tras! Potem się trochę pogubiłem, ale szybko znalazłem szlak, tym razem czarny, który jednak prowadził w to samo miejsce, gdzie chciałem dojechać, czyli do Imielina. Po drodze spotkałem pomnik na cześć ludzi zamęczonych po wojnie w Sowieckim obozie pracy w Jaworznie. Nie wiedziałem że taki był, a teraz już wiem - podróże kształcą. Pomnik zadbany razem z okolicą i mimo, że wspomnieli tam również o innych nacjach nikt go jeszcze nie popsuł. Na szczęście wiecznie niezadowoleni nie lubią także cyklistów, więc jak znajdą ten pomnik?
Potem jechałem wzdłuż Przemszy i odwiedziłem jeszcze jeden punkt odpoczynkowy (jest ich o wiele więcej). Tym razem żeby było wygodniej został wykopany w ziemi przy trasie - tego się nie spodziewałem - jeszcze raz gratulacje!
Na koniec dojechałem BEZ PROBLEMU do celu. Czyli ewenement w skali kilku lat. Celem i końcem szlaku był Staw Bielnik. Staw jak staw, dokładnie kilka stawów, wędkarze, jakiś opuszczony motel, i takie dziwne coś:
Od tego momentu zacząłem wracać. Niestety chmury, których rano nie było, a potem były ładne, teraz zasnuły całe niebo i po drodze zaczęła padać mżawka. Nie byłem tym faktem zachwycony, bo dzień wcześniej było podobnie, a potem przyszła taka burza, że widać było połamane drzewa i gałęzie. Były też kałuże, ale w normie. Jedna taka złamana gałąź upadła w poprzek drogi. W jedną stronę okazało się, że kiedy jechałem wolno spokojnie się pod nią mieściłem, tak więc w drugą stronę już nie hamowałem i przejechałem po niej plecami. Jeżeli ktoś nie wierzy ile człowiek ma kręgów na plecach, może je u mnie teraz bardzo łatwo policzyć, każdy jest oznaczony różowym kółeczkiem od szyi, aż do... końca pleców.
Mżawka raz padała, raz nie padała, ja sobie wybrałem inny zestaw kolorów szlaków, żeby wrócić i co chwilę podziwiałem jak to pięknie jest zrobione. Niektóre oznaczenia są tak nowe, że jeszcze nie są do końca namalowane. Oczywiście od czasu do czasu gubiłem szlak, ale zrobiłem sobie zdjęcie mapki i nie było szans, żebym w końcu nie znalazł drogi.
Szkoda, że na ostatnich kilometrach mżawka zmieniła się w deszcz, ale mimo tego nieprzyjemnego akcentu, wycieczkę uważam za udaną i na pewno jeszcze wrócę do Jaworzna.
Szlaki pod Jaworzenem© krzicho
Jak już mi się tak spodobało, z niebieskiego szlak zmieniłem na żółty, potem na czerwony i nim dojechałem do lasu, który był jeszcze lepszy niż myślałem. Kilometry dobrych tras! Potem się trochę pogubiłem, ale szybko znalazłem szlak, tym razem czarny, który jednak prowadził w to samo miejsce, gdzie chciałem dojechać, czyli do Imielina. Po drodze spotkałem pomnik na cześć ludzi zamęczonych po wojnie w Sowieckim obozie pracy w Jaworznie. Nie wiedziałem że taki był, a teraz już wiem - podróże kształcą. Pomnik zadbany razem z okolicą i mimo, że wspomnieli tam również o innych nacjach nikt go jeszcze nie popsuł. Na szczęście wiecznie niezadowoleni nie lubią także cyklistów, więc jak znajdą ten pomnik?
Pomnik przy trasie rowerowej w Jaworznie© krzicho
Potem jechałem wzdłuż Przemszy i odwiedziłem jeszcze jeden punkt odpoczynkowy (jest ich o wiele więcej). Tym razem żeby było wygodniej został wykopany w ziemi przy trasie - tego się nie spodziewałem - jeszcze raz gratulacje!
Przystanek przy szlaku rowerowym w Jaworznie© krzicho
Na koniec dojechałem BEZ PROBLEMU do celu. Czyli ewenement w skali kilku lat. Celem i końcem szlaku był Staw Bielnik. Staw jak staw, dokładnie kilka stawów, wędkarze, jakiś opuszczony motel, i takie dziwne coś:
Staw Bielnik© krzicho
Od tego momentu zacząłem wracać. Niestety chmury, których rano nie było, a potem były ładne, teraz zasnuły całe niebo i po drodze zaczęła padać mżawka. Nie byłem tym faktem zachwycony, bo dzień wcześniej było podobnie, a potem przyszła taka burza, że widać było połamane drzewa i gałęzie. Były też kałuże, ale w normie. Jedna taka złamana gałąź upadła w poprzek drogi. W jedną stronę okazało się, że kiedy jechałem wolno spokojnie się pod nią mieściłem, tak więc w drugą stronę już nie hamowałem i przejechałem po niej plecami. Jeżeli ktoś nie wierzy ile człowiek ma kręgów na plecach, może je u mnie teraz bardzo łatwo policzyć, każdy jest oznaczony różowym kółeczkiem od szyi, aż do... końca pleców.
Mżawka raz padała, raz nie padała, ja sobie wybrałem inny zestaw kolorów szlaków, żeby wrócić i co chwilę podziwiałem jak to pięknie jest zrobione. Niektóre oznaczenia są tak nowe, że jeszcze nie są do końca namalowane. Oczywiście od czasu do czasu gubiłem szlak, ale zrobiłem sobie zdjęcie mapki i nie było szans, żebym w końcu nie znalazł drogi.
Szkoda, że na ostatnich kilometrach mżawka zmieniła się w deszcz, ale mimo tego nieprzyjemnego akcentu, wycieczkę uważam za udaną i na pewno jeszcze wrócę do Jaworzna.