Sosnowiec - Maczki - Sosnowiec
Niedziela, 3 kwietnia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Trasa zamknięta bez celu.
Pora rozpocząć sezon!
Pierwsze wycieczki w sezonie mają swoją specyfikę. Niektóre rzeczy odczuwam teraz siedząc przed komputerem, inne dotyczyły jazdy. Najbardziej doskwiera brak formy, dlatego biorąc pod uwagę zeszły rok nie planowałem trasy dłuższej niż 50 km. Na szczęście wczuwanie się w rower zajęło mi mniej czasu niż zwykle i już po 200 m jechało mi się tak, jakbym nie miał przerwy. Podpompowałem koła na stacji i ruszyłem na Maczki. Starałem się oszczędzać, zresztą i bez tego jeździłem kilka kilometrów na godzinę wolniej niż zwykle. Potem się rozgrzałem i już nie było dużej różnicy, ale przez cały czas czułem, że nie mam zapasu mocy i zawsze po kilku mocniejszych naciśnięciach na pedały musiałem sobie odpoczywać delektując się wiatrem jak panienka. W każdym razie dojechałem do lasów za Maczkami, potem trafiłem na jakieś manewry chłopców (dziewczynek pewnie też) od ASG. Zaraz po tym dojechałem do byłej kopalni piasku i jakbym wtedy zawrócił, byłoby idealnie 50km.
Tyle, że mi się jeszcze nie chciało zawracać i pomyślałem, że objadę sobie kopalnię naokoło. Jechało się przyjemnie, pogoda na prawdę się udała. Nie było za ciepło, więc słońce nie przeszkadzało. Po wjechaniu do lasu po drugiej stronie kopalni, postanowiłem pojechać w stronę, w którą jeszcze nie jechałem, bo myślałem, że to ślepa dróżka. Miałem rację, nie jechałem tamtędy i nie dało się przejechać w prosty sposób. Od jednej strony była rzeczka, dopływ Białej Przemszy, która gasiła wszelkie nadzieje na dostanie się na główną trasę, ale za to była ładna,
a z drugiej strony był piach, po którym nie dało się jechać. Dojechałem więc ile się dało po dróżce rozjeżdżonej na zakrętach przez kłady i doszedłem do szlaku prowadząc rower po torach kolejowych.
Wróciłem do domu dobrze znaną trasą, czasem przystając żeby się napić i zebrać trochę sił, których zostało mi, o dziwo, dość dużo. Szału nie było, ale zrobiłem 10 kilometrów więcej niż zakładałem, rok wcześniej miałbym już problemy... ale w zeszłym roku jeździłem po błocie, a teraz było sucho
Ogólnie jestem zaskoczony, że tak mi się udała wycieczka. Znalazłem nowe miejsca w terenie, który już zjeździłem bardzo dokładnie, okazało się, że sił mam więcej niż myślałem i dzień był ładniejszy, niż się spodziewałem. Mam nadzieję, że pierwsza wycieczka jest wyznacznikiem całego sezonu, bo w zeszłym roku niestety tak było.
Pierwsze wycieczki w sezonie mają swoją specyfikę. Niektóre rzeczy odczuwam teraz siedząc przed komputerem, inne dotyczyły jazdy. Najbardziej doskwiera brak formy, dlatego biorąc pod uwagę zeszły rok nie planowałem trasy dłuższej niż 50 km. Na szczęście wczuwanie się w rower zajęło mi mniej czasu niż zwykle i już po 200 m jechało mi się tak, jakbym nie miał przerwy. Podpompowałem koła na stacji i ruszyłem na Maczki. Starałem się oszczędzać, zresztą i bez tego jeździłem kilka kilometrów na godzinę wolniej niż zwykle. Potem się rozgrzałem i już nie było dużej różnicy, ale przez cały czas czułem, że nie mam zapasu mocy i zawsze po kilku mocniejszych naciśnięciach na pedały musiałem sobie odpoczywać delektując się wiatrem jak panienka. W każdym razie dojechałem do lasów za Maczkami, potem trafiłem na jakieś manewry chłopców (dziewczynek pewnie też) od ASG. Zaraz po tym dojechałem do byłej kopalni piasku i jakbym wtedy zawrócił, byłoby idealnie 50km.
Była kopalnia piasku - Maczki Sosnowiec© krzicho
Tyle, że mi się jeszcze nie chciało zawracać i pomyślałem, że objadę sobie kopalnię naokoło. Jechało się przyjemnie, pogoda na prawdę się udała. Nie było za ciepło, więc słońce nie przeszkadzało. Po wjechaniu do lasu po drugiej stronie kopalni, postanowiłem pojechać w stronę, w którą jeszcze nie jechałem, bo myślałem, że to ślepa dróżka. Miałem rację, nie jechałem tamtędy i nie dało się przejechać w prosty sposób. Od jednej strony była rzeczka, dopływ Białej Przemszy, która gasiła wszelkie nadzieje na dostanie się na główną trasę, ale za to była ładna,
Rrzeczka w okolicach byłej kopalni piasku na Maczkach© krzicho
a z drugiej strony był piach, po którym nie dało się jechać. Dojechałem więc ile się dało po dróżce rozjeżdżonej na zakrętach przez kłady i doszedłem do szlaku prowadząc rower po torach kolejowych.
Wróciłem do domu dobrze znaną trasą, czasem przystając żeby się napić i zebrać trochę sił, których zostało mi, o dziwo, dość dużo. Szału nie było, ale zrobiłem 10 kilometrów więcej niż zakładałem, rok wcześniej miałbym już problemy... ale w zeszłym roku jeździłem po błocie, a teraz było sucho
Ogólnie jestem zaskoczony, że tak mi się udała wycieczka. Znalazłem nowe miejsca w terenie, który już zjeździłem bardzo dokładnie, okazało się, że sił mam więcej niż myślałem i dzień był ładniejszy, niż się spodziewałem. Mam nadzieję, że pierwsza wycieczka jest wyznacznikiem całego sezonu, bo w zeszłym roku niestety tak było.