Sosnowiec - Szopienice - Katowice - Panwniki - Halemba - Kochłowie - Panwniki - Szopienice - Milowice - Sosnowiec
Czwartek, 31 maja 2012
· Komentarze(0)
Kategoria Trasa zamknięta bez celu.
Postanowiłem uratować honor miesiąca i wybrać się jeszcze raz na rower.
Kierunek Katowice. Przez Szopienice, Nikiszowiec, Giszowiec do lasów, potem na Ligotę i Panewniki. Po drodze urodził się pomysł, żeby sprawdzić, czy zrobili coś z zalanym terenem pod Halembą, bo przez ostatnie 2 lata nie dało się przejechać przez to do Gliwic. Zrobili :D
Co prawda, kiedyś to było piękne miejsce, gdzie Kłodnica meandrowała, na krańcach oczek wodnych szumiała trzcina i tatarak, a równą zieleń trawy i lasu przyozdabiały jedynie kontrastowe kropki polnych kwiatów (jak się stało tyłem do hałdy), a teraz wygląda to tak:
Ale da się przejechać i więcej mi nie potrzeba. Potem troszkę pojeździłem po okolicy, żeby sprawdzić, czy przypadkiem coś się nie zmieniło i upewnić się, że droga do Gliwic będzie przejezdna. Chyba jest, można kiedyś próbować.
Nic ciekawego poza tym nie znalazłem i postanowiłem wrócić. Po drodze pojechałem wzdłuż torów kolejowych i dojechałem do Kochłowic (Ruda Śląska). Kiedyś, jak był zalany szlak, po w nocy szukałem drogi przez Rudę, a teraz od tak znalazłem skrót. Może się kiedyś przyda. W każdym razie ponieważ tym razem mi się nie śpieszyło, postanowiłem się rozejrzeć. Okazało się, że już często tam błądziłem. A to w poszukiwaniu stacji benzynowej, a to w poszukiwaniu cmentarza, także widać, że jest to lokalne centrum, gdzie się znajduje jak jadę "nie wiadomo gdzie". Pewnie tam się pojawiają samoloty z Trójkąta Bermudzkiego.
Postanowiłem znaleźć coś ładnego pojeździłem i udało mi się znaleźć to:
Sądząc po tym, co widziałem, więcej nie było co szukać, więc postanowiłem wrócić do lasu. W lesie dla ułatwienia nie wróciłem do szlaku, tylko pojechałem jeszcze bardziej w las. Tak się złożyło, że przed wyjazdem obejrzałem satelitę i w tym rejonie był las, w którym mnie jeszcze nie było. Więc postanowiłem się tam wybrać i się zgubić. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Nie wiedziałem wtedy nawet, czy to jest ten las, ale było ciekawie. Drogi pożarowe są tam asfaltowe, trafiłem na jakiś ośrodek wypoczynkowy z jeziorkami, są tam nawet szlaki rowerowe. Postanowiłem objechać jeziorka i pojechać dalej, ale skończyło się tak, że tu zakręt, tam zakręt, słońce za chmurami i po pewnym czasie radośnie jechałem w przeciwną stronę niż myślałem, i dojechałem do miejsca, gdzie zaczynały się jeziorka.
Teraz postanowiłem już grzecznie trzymać się szlaku. Oczywiście zgubiłem go po kilku kilometrach, ale za to dojechałem do jakiejś główniejszej drogi. Pojeździłem w okolicy, pobadałem, wyszło, że siła jest, i można jeszcze zobaczyć co jest po drugiej stronie lasu. Był zjazd na autostradę.
W takim razie postanowiłem wracać. Z lasu wyjechałem w Panewnikach, więc bez problemu wracałem po śladach. Jedyną różnicą było to, że zamiast z Szopienic do Sosnowca od razu, pojechałem przez Milowice. Z Milowic wróciłem przez las, gdzie doceniłem moc mojej nowej lampki. Tak samo zresztą jak konie, których tam się w ogóle nie spodziewałem.
Było bardzo dużo nowego, do tego błądzenie, odkrywanie i dreszczyk emocji. Poza tym pierwsza 80 w tym roku. Nie spodziewałem się tyle po tym pochmurnym dniu.
Kierunek Katowice. Przez Szopienice, Nikiszowiec, Giszowiec do lasów, potem na Ligotę i Panewniki. Po drodze urodził się pomysł, żeby sprawdzić, czy zrobili coś z zalanym terenem pod Halembą, bo przez ostatnie 2 lata nie dało się przejechać przez to do Gliwic. Zrobili :D
Co prawda, kiedyś to było piękne miejsce, gdzie Kłodnica meandrowała, na krańcach oczek wodnych szumiała trzcina i tatarak, a równą zieleń trawy i lasu przyozdabiały jedynie kontrastowe kropki polnych kwiatów (jak się stało tyłem do hałdy), a teraz wygląda to tak:
Przejazd szlakiem z Katowic na Halembę© krzicho
Ale da się przejechać i więcej mi nie potrzeba. Potem troszkę pojeździłem po okolicy, żeby sprawdzić, czy przypadkiem coś się nie zmieniło i upewnić się, że droga do Gliwic będzie przejezdna. Chyba jest, można kiedyś próbować.
Nic ciekawego poza tym nie znalazłem i postanowiłem wrócić. Po drodze pojechałem wzdłuż torów kolejowych i dojechałem do Kochłowic (Ruda Śląska). Kiedyś, jak był zalany szlak, po w nocy szukałem drogi przez Rudę, a teraz od tak znalazłem skrót. Może się kiedyś przyda. W każdym razie ponieważ tym razem mi się nie śpieszyło, postanowiłem się rozejrzeć. Okazało się, że już często tam błądziłem. A to w poszukiwaniu stacji benzynowej, a to w poszukiwaniu cmentarza, także widać, że jest to lokalne centrum, gdzie się znajduje jak jadę "nie wiadomo gdzie". Pewnie tam się pojawiają samoloty z Trójkąta Bermudzkiego.
Postanowiłem znaleźć coś ładnego pojeździłem i udało mi się znaleźć to:
Sanktuarium w Kochłowicach© krzicho
Sądząc po tym, co widziałem, więcej nie było co szukać, więc postanowiłem wrócić do lasu. W lesie dla ułatwienia nie wróciłem do szlaku, tylko pojechałem jeszcze bardziej w las. Tak się złożyło, że przed wyjazdem obejrzałem satelitę i w tym rejonie był las, w którym mnie jeszcze nie było. Więc postanowiłem się tam wybrać i się zgubić. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Nie wiedziałem wtedy nawet, czy to jest ten las, ale było ciekawie. Drogi pożarowe są tam asfaltowe, trafiłem na jakiś ośrodek wypoczynkowy z jeziorkami, są tam nawet szlaki rowerowe. Postanowiłem objechać jeziorka i pojechać dalej, ale skończyło się tak, że tu zakręt, tam zakręt, słońce za chmurami i po pewnym czasie radośnie jechałem w przeciwną stronę niż myślałem, i dojechałem do miejsca, gdzie zaczynały się jeziorka.
Jesiorka, w lesie pod Kochłowicami© krzicho
Teraz postanowiłem już grzecznie trzymać się szlaku. Oczywiście zgubiłem go po kilku kilometrach, ale za to dojechałem do jakiejś główniejszej drogi. Pojeździłem w okolicy, pobadałem, wyszło, że siła jest, i można jeszcze zobaczyć co jest po drugiej stronie lasu. Był zjazd na autostradę.
W takim razie postanowiłem wracać. Z lasu wyjechałem w Panewnikach, więc bez problemu wracałem po śladach. Jedyną różnicą było to, że zamiast z Szopienic do Sosnowca od razu, pojechałem przez Milowice. Z Milowic wróciłem przez las, gdzie doceniłem moc mojej nowej lampki. Tak samo zresztą jak konie, których tam się w ogóle nie spodziewałem.
Było bardzo dużo nowego, do tego błądzenie, odkrywanie i dreszczyk emocji. Poza tym pierwsza 80 w tym roku. Nie spodziewałem się tyle po tym pochmurnym dniu.