Sosnowiec - Katowice - Halemba - Paniowy - Chudów - Przyszowice - Bojków - Gliwice
Wtorek, 26 czerwca 2012
· Komentarze(0)
Kategoria Trasa otwarta
Wszystko zaczęło się od głowy, a dokładnie od braku pewnej jej części, dzięki czemu nie wziąłem z Gliwic plecaka z dokumentami od samochodu. Jak nic przydałaby się wycieczka rowerowa.
Szlak do Gliwic jak już sprawdziłem wcześniej był przejezdny, pogoda dobra, temperatura super, więc można jechać. Na początek standard, czyli Szopienice, Nikiszowiec, Giszowiec, Ligota, Panewniki i Halemba. Natomiast za ulicą Gliwicką i Paniowami, zawsze była wielka improwizacja. Tym razem postanowiłem jechać maksymalnymi skrótami, choćby prowadziły przez czyjeś podwórka. Z Paniowów pojechałem prosto, trochę z boku Chudowa, i skierowałem się na jakąś drogę gruntową. To znaczy, po jakimś czasie i po lekkim kluczeniu, ale za to na tej drodze znalazłem coś niespodziewanego, a mianowicie zamek w Chudowie.
Przy okazji znalazłem ciekawą oberżę, może kiedyś stanie mi na drodze, kiedy będę na głodno.
Po tej niespodziance pojechałem dalej i przez łąki, przez pola, dalej klucząc czasami, ale zawsze o dziwo skracając w dobrą stronę dojechałem w bardzo satysfakcjonujący mnie sposób do Przyszowic, gdzie pod A1 dostałem się do Bojkowa i po krótkiej dezorientacji na lotnisko po Plecak.
Okazało się, że przejechałem dzięki moim skrótom mniej niż 50 km, więc prawie o 10 km mniej niż zwykle. Teraz widzę, że jest możliwość dojeżdżania w przyjemny sposób do Gliwic, nie zużywając specjalnie sił.
Następnie pojechałem na dworzec kolejowy, żeby sobie wrócić do domu, niestety następny pociąg był dopiero za 40 min, więc jeszcze zrobiłem sobie wycieczkę do miejsca, gdzie mieszkałem przez pierwszy rok studiów, czyli pod radiostację na Tarnogórskiej.
Wróciłem na dworzec i czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka tego dnia. Mianowicie okazało się, że koleje śląskie, bardzo fajnie odnowiły wagony i praktycznie jedzie się jak w cywilizowanym kraju. Mam nadzieję, że szybko tych składów nie zdewastują.
Podsumowując, misja spełniona, nowy szlak przetarty, niespodzianki zaliczone, nostalgia była, potem powrót w dobrych warunkach i to wszystko w ładny dzień. Chyba mi się udało :)
Szlak do Gliwic jak już sprawdziłem wcześniej był przejezdny, pogoda dobra, temperatura super, więc można jechać. Na początek standard, czyli Szopienice, Nikiszowiec, Giszowiec, Ligota, Panewniki i Halemba. Natomiast za ulicą Gliwicką i Paniowami, zawsze była wielka improwizacja. Tym razem postanowiłem jechać maksymalnymi skrótami, choćby prowadziły przez czyjeś podwórka. Z Paniowów pojechałem prosto, trochę z boku Chudowa, i skierowałem się na jakąś drogę gruntową. To znaczy, po jakimś czasie i po lekkim kluczeniu, ale za to na tej drodze znalazłem coś niespodziewanego, a mianowicie zamek w Chudowie.
Zamek w Chudowie© krzicho
Przy okazji znalazłem ciekawą oberżę, może kiedyś stanie mi na drodze, kiedy będę na głodno.
Oberża przy zamku w Chudowie© krzicho
Po tej niespodziance pojechałem dalej i przez łąki, przez pola, dalej klucząc czasami, ale zawsze o dziwo skracając w dobrą stronę dojechałem w bardzo satysfakcjonujący mnie sposób do Przyszowic, gdzie pod A1 dostałem się do Bojkowa i po krótkiej dezorientacji na lotnisko po Plecak.
Gliwice lotnisko© krzicho
Okazało się, że przejechałem dzięki moim skrótom mniej niż 50 km, więc prawie o 10 km mniej niż zwykle. Teraz widzę, że jest możliwość dojeżdżania w przyjemny sposób do Gliwic, nie zużywając specjalnie sił.
Następnie pojechałem na dworzec kolejowy, żeby sobie wrócić do domu, niestety następny pociąg był dopiero za 40 min, więc jeszcze zrobiłem sobie wycieczkę do miejsca, gdzie mieszkałem przez pierwszy rok studiów, czyli pod radiostację na Tarnogórskiej.
Radiostacja w Gliwicach© krzicho
Radiostacia w Gliwicach© krzicho
Wróciłem na dworzec i czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka tego dnia. Mianowicie okazało się, że koleje śląskie, bardzo fajnie odnowiły wagony i praktycznie jedzie się jak w cywilizowanym kraju. Mam nadzieję, że szybko tych składów nie zdewastują.
Podsumowując, misja spełniona, nowy szlak przetarty, niespodzianki zaliczone, nostalgia była, potem powrót w dobrych warunkach i to wszystko w ładny dzień. Chyba mi się udało :)